środa, 26 lutego 2014

Nivea - krem na noc.

Witajcie!

Chciałabym Was zaprosić na recenzję mojego ulubionego nawilżacza na noc :) Mowa tutaj o produkcie od Nivea - Regenerujący krem na noc - aqua effect. 


Krem na noc wzbogacony w witaminę E i Hydra IQ:

- zapewnia głębokie nawilżenie,
- wspiera proces regeneracji skóry nocą, dzięki swojej pielęgnującej formule z prowitaminą B5,
- pielęgnująca formuła z witaminą E sprawia, że Twoja skóra nad ranem jest wypoczęta i świeża.
Skóra jest intensywnie nawilżona i zregenerowana, wygląda zdrowo i pięknie.


Krem znajduje się w szklanym granatowym słoiczku o pojemności 50 ml. Jego aplikacja nie sprawia problemu, nie ma również problemu z wydostaniem produktu ze słoiczka. Krem ma dosyć zbitą konsystencję, więc z pewnością nie nałożymy go zbyt wiele na palce. 

Zapach to klasyczna Nivea z połączeniem aromatu cytrynowego ( moim zdaniem oczywiście ). Nie jest to nachalna, dusząca woń. Wręcz przeciwnie, zapach jest świeży i bardzo dobrze dobrany do wieczornej pielęgnacji. 

Co do samego działania - ja jestem zachwycona. Nie spotkałam się z przykrościami po tym kremie. Moja cera przyjęła go z "otwartymi ramionami". Mam skórę mieszaną z tendencją do wysuszania/świecenia się w strefie T - kosmetyk radzi sobie z tym bardzo dobrze. Krem nie powoduje uczucia powłoki na twarzy zaraz po aplikacji. Wyczuwalne lekkie nawilżenie. Jeśli aplikujemy cienką warstwę kremu - tak jak ja - można od razu iść spać, bo wchłania się prawie natychmiastowo. Jeśli ktoś jest zwolennikiem grubszych warstw musi uwzględnić ok 5 min na wchłonięcie się kremu. 

Mogę  stwierdzić, że po wieczornej aplikacji moja skóra rano jest nawilżona, a w ciągu dnia produkuje mniej sebum niż zawsze - czyli praktycznie wcale. Jestem bardzo zadowolona z tego produktu, ponieważ mnie ani nie zapchał, ani nie spowodował nadmiernej produkcji sebum w ciągu dnia. 

Krem dostępny był kiedyś w biedronce, teraz można go dostać w każdej drogerii. Jego cena to ok 15 zł za 50 ml.

A jakie są Wasze ulubione kremy na noc? Może  miałyście ten krem co ja i chcecie się podzielić swoimi odczuciami?

sobota, 22 lutego 2014

Coś dla ducha...



Hej kochane!
Dzisiaj mam dla Was kolejną recenzję. Nie samymi kosmetykami człowiek żyje dlatego tym razem coś dla ducha.
Ostatnio będąc w bibliotece natknęłam się na książkę Jamesa Pattersona pt. „Tropiciel”. Jak się później okazało jest to tom z serii opowiadającej o losach detektywa Crossa.
 
Nota od wydawcy:
Masakrą w waszyngtońskiej dzielnicy Georgetown, której ofiarą pada pięcioosobowa rodzina, rozpoczyna się seria wyjątkowo przerażających i brutalnych zbrodni. Inna rodzina ginie przed meczetem - zabójcy z zimną krwią obcinają ofiarom głowy. Policyjna obława kończy się kolejną tragedią - eksploduje stacja benzynowa, jest kilkoro zabitych. W nocnym klubie zostaje zamordowany syn ambasadora Nigerii w USA. Na czele bandy młodocianych degeneratów, odpowiedzialnych za morderstwa, stoi człowiek używający pseudonimu Tygrys. Dla Alexa Crossa dopadnięcie go to sprawa osobista - wśród ofiar jest Ellie Cox, przyjaciółka detektywa z czasów studenckich, autorka niewydanej książki o przemocy na Czarnym Lądzie. Cross porzuca znane sobie tereny i śladem Tygrysa wyrusza do Afryki. Polowanie na zabójcę zmienia się w dramatyczną walkę o przetrwanie - afrykańska ziemia rządzi się zupełnie innymi prawami niż cywilizowana Ameryka...
Czyż nie jest to interesujący opis?
Alex Cross po śmierci swojej przyjaciółki stara się rozwiązać sprawę niezwykle okrutnych morderstw. Wszystkie tropy prowadzą do Afryki. W książce opisane są nie tylko afrykańskie krajobrazy ale również cała brutalność osób ją zamieszkującą. Korupcja, ciemne interesy, rytualne morderstwa to tylko mała część tego co spotyka Crossa w tym dzikim kraju. Za całą sprawą stoi płatny morderca Tygrys. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiemy kto go wynajął. Czy są to prywatne porachunki?
Książka na tyle mi się spodobała, że na pewno przeczytam resztę części. Ostatnio w telewizji widziałam film na podstawie tej serii. Muszę przyznać, że oglądałam tylko kawałek ale wart jest zobaczenia w całości. Jeśli ktoś lubi książki sensacyjne to naprawdę polecam.
Na pewno przy najbliższej wizycie w bibliotece poszukam innych części tej serii.
A może, któraś z Was już czytała tę serię? Jak Wam podobają się książki sensacyjne? Macie jakieś tytuły godne polecenia?

poniedziałek, 17 lutego 2014

Pomarańczowe delicje



Hej kochane!
Przychodzę do Was z kolejną zimową opowieścią :)
Tym razem na tapetę idzie żel pod prysznic peelingujący o pomarańczowo- kawowym zapachu od Perfecty.

 

Od producenta:
Polecany do codziennej pielęgnacji i mycia ciała dla osób które pragną mieć gładkie i jędrne ciało oraz lubią kuszące zapachy.
Jak działa?
Drobiny ziaren kawy+ Coffeine- SLIM complex
  • Idealnie usuwa obumarłe komórki naskórka,
  • Wspomaga walkę ze „ skórką pomarańczową”,
  • Wygładza, ujędrnia i uelastycznia skórę,
  • Poprawia ukrwienie skóry,
  • Zwiększa skuteczność preparatów antycelluitowych oraz modelująco – wyszczuplających.
 


 Peeling znajduje się w miękkiej tubie zakończonej dziubkiem, co ułatwia jego wydobycie. Kosmetyk mimo, że jest  dość gęstej konsystencji, to nie ma problemu z jego wydobyciem. W środku umieszczone są dość grube drobiny, które według mnie mają mocną siłę zdzierania. Generalnie produktu używam tylko na wybrane partie ciała. Głównie uda, brzuch oraz pośladki. Jak dla mnie sprawuje się świetnie. Wygładza, ujędrnia oraz uelastycznia moją skórę. Nie zauważyłam efektu wysuszenia naskórka. Producent zapewnia, że zwiększa skuteczność preparatów antycelluitowych. Może i to jest prawda ale jeśli ktoś nie ćwiczy ani dobrze się nie odżywia to kosmetyki również mu nie pomogą. Czy poprawia ukrwienie skóry? Myślę, że tak. Po użyciu tegoż peelingu moja skóra wygląda rześko. Nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć. Zapach również podbił moje serce. Dla mnie pachnie pomarańczowymi galaretkami w czekoladzie lub delicjami :d.
Kupiłam go w okresie wakacji,  w Biedronce. Potrzebowałam jakiegoś zdzieraka a nie chciało mi się szukać drogerii. Za 200 ml zapłaciłam ok. 7-8 złotych. Muszę przyznać, że jestem zadowolona z tego zakupu.
Miałyście może okazję go wypróbować? Może macie jakieś ulubione peelingi warte polecenia??

sobota, 15 lutego 2014

Śliwka od Flormar

Cześć kochane!

Dzisiaj post, z tych które rzadko nam się zdarza pisać czyli recenzja lakieru do paznokci.
Chciałabym Wam przedstawić lakier, który zachwyca mnie nie tylko swoim kolorem ale także trwałością. Mój ulubieniec to Flormar Supermatte M112. 
 

Od producenta: Zapewnia doskonałe poczucie komfortu dzięki intensywnie kremowej konsystencji. Ma łatwą aplikację dzięki wzmocnionej strukturze pędzla. Zapewnia długotrwałość.

Buteleczka to 10 ml z wydłużoną górą, która moim zdaniem ułatwia aplikację lakieru. Pędzelek to standard – średnio gęsty, długi, świetnie nabiera produkt i pomaga w jego aplikacji.

Przechodząc już do samego lakieru, to jest to przepiękny odcień znajdujący się w gamie kolorystycznej pomiędzy różem a fioletem. Bardziej można określić go jako śliwka pomieszana z dojrzałą czereśnią ;) Trudno mi coś idzie z określeniem tego koloru ;p

Niestety nie zrozumiałam producenta w kwestii 'supermatte'. Lakier standardowo – tak jak inne lakiery odbija od siebie światło. Z pewnością nie można tu mówić o matowym wykończeniu. Jednak mi to nie przeszkadza. Jego kolejnym atutem jest super trwałość. Na pierwszym zdjęciu możecie zobaczyć malowane paznokcie kilka chwil temu. Na kolejnych to moje pazurki po tygodniowym noszeniu z lekko domalowanymi (bo wcześniej startymi) końcówkami. 


 
Na początek zawsze nakładam odżywkę tym razem to bomba witaminowa od Joko, a następnie 1 bądź 2 warstwy lakieru. Czasem mam wrażenie, że jedna warstwa w zupełności wystarczy. Mimo to zawsze staram się nakładać 2 :) Czas schnięcia nie jest jakiś super długi ok 1-3 min.

Jak Wam się podoba ten kolorek? Może macie jakiś swoich ulubieńców od Flormar? Dajcie znać ;)

środa, 12 lutego 2014

Frozen snowflakes



Hej!
Dzisiaj przyszedł czas na kolejną recenzję. W planach mam do napisania jeszcze dwie zimowe recenzje. Zobaczymy co z tego wyjdzie, znając moje szczęście wiosna przyjdzie szybciej i tyle będzie z mojego planowania ^^.
Chciałabym przedstawić Wam płyn do kąpieli i pod prysznic I love sparking snowflake.
 

Od producenta: zimowy, mroźny pocałunek koktajlu ze świeżych cytrusów osładza ciepły zapach wanilii i przepyszna biała czekolada. Wspaniały sposób na czarujące świętowanie!
Z tego co się orientuję była to niestety edycja limitowana. Chociaż nie dam sobie za to ręki uciąć. W każdym razie kosmetyki tej linii dostępne są w Douglasie. Cena 500 ml butelki waha się od 22- 29 złotych.
Butelka plastikowa, wieczko zakończone jest czubkiem co ułatwia dozowanie tegoż kosmetyku. Mimo że na butelce są naklejki to nawet w po zamoczeniu w wodzie nie odklejają się.
Mój płyn kojarzy mi się zapachem z żelem z Balei (makaroniki & figa). Wyczuwam tam nutę czekolady, wiśni i czegoś jeszcze. Generalnie ciepłe, otulające aromaty, czyli to co kojarzy nam się z zimą. W płynie umieszczony jest brokat. Co może odstraszyć część z Was. Jednak drobiny nie osadzają się ani w wannie ani na ciele. Mam tylko wrażenie, że kiedy pojawia się piana, bąbelki skrzą bardziej niż zazwyczaj.

 

Piana na pewno nie jest tak zbita i gęsta jak w przypadku tej robionej za pomocą płynów z Avonu. Jednak nie jest zła, może i jest „luźniejsza” ale za to trzyma się dosyć długo. Z pewnością nie potrzeba również duża ilość płynu aby owa piana zagościła w naszej wannie. Za co lubię ten płyn? Ładnie się pieni, ślicznie pachnie,a dodatkowo nie wysusza ani nie podrażania.
Czy kupię ten lub inny płyn tej firmy?
Raczej nie. Fajnie, że miałam możliwość jego wypróbowania, jednak poszukam czegoś innego. A w między czasie dalej będę używała płynów z Avonu, bo jak na razie są moimi ulubieńcami.
A może Wy mi polecicie jakiś fajny płyn do kąpieli? :D

niedziela, 9 lutego 2014

Nowości w naszej kosmetyczce.

Hej dziewczyny!

Jak tam Wasze samopoczucie? U nas powoli i do przodu. Na szczęście mam w końcu zasłużone ferie – aż tydzień wolności od uczelni. Co oznacza tydzień na pisanie licencjatu ..

Może przejdę do bardziej przyjemnych rzeczy. Otóż podczas ostatnich tygodni z Olą oglądałyśmy dużo rzeczy w sklepach internetowych i zdecydowałyśmy się na zakupy w Minti Shop. Oczywiście nie byłybyśmy sobą gdybyśmy nie spędziły kilku godzin na oglądaniu kosmetyków.


W końcu nasze zakupy skończyły się dosyć skromnie, ale stanowczo nie mówimy NIE kolejnej wizycie na tej stronie ;D Wybór jest przeogromny – w skrócie wszystko nam się podoba ;D

Po złożeniu zamówienia, okazało się że produkty wyszły naprawdę cukierkowo i różowo. Otóż zdecydowałyśmy się na pomadki Beauty UK Posh w odcieniach Big Pinkin, Corally Incorrect, Power To The Purple. Muszę przyznać, że w internecie nie można było natrafić na dużą ilość zdjęć w szczególności tych kredek, dlatego podjęłyśmy niewielkie ryzyko. Kolorki zachęcają do zakupu, na pewno nie żałujemy swojego wyboru. Cena również kusi - 13.41 po obniżce (regularna to 14.90) :)

Kolejnymi cukiereczkami są lakiery do paznokci od MUA. Tutaj także skusiłyśmy się na 3 produkty – Strawberry Crush. Moody Mink oraz Bright Coral. Ceny po jakich je zakupiłyśmy to 4.72/5.90 za 6.2 ml. Jak dla nas jest to idealna pojemność lakieru, zapewniająca jego zużycie :)
I ostatnim produktem, na który skusiłam się ja jest to puder brązujący (mój wibo już się kończy, więc pomyślałam o jego zastępcy). Zdecydowałam się na odcień 1.

Jak podobają się Wam nasze zakupy? O czym chciałybyście poczytać na początku? Może miałyście już któryś z produktów i chcecie się podzielić swoją opinią? Dajcie koniecznie znać!
Buziaki na nadchodzący tydzień :*

piątek, 7 lutego 2014

Styczniowe denko



Hej!
Jak Wam mija luty? Nie mogę uwierzyć, że czas tak szybko leci jeszcze nie tak dawno siedziałam pod choinką i otwierałam prezenty. W każdym bądź razie dziś przedstawię Wam pierwsze denko z tego roku. Znalazło się w nim kilka rzeczy paznokciowych kilka do ust, pielęgnacja oraz kolorówka.



Może zacznę od kosmetyków do paznokci. Nasz ulubieniec ostatnich miesięcy, czyli zmywacz do paznokci Sensique. Tym razem o zapachu winogron.
Udało nam się również zużyć tej samej firmy lakier do paznokci sensual colours 236. Jest to piękna wiśniowa czerwień. Jestem pod wrażeniem jakości tych lakierów. Szybko schną ładnie kryją płytkę paznokcia, a trzymają się standardowo ok. 3-4 dni. Jestem zdecydowanie na tak:)
Skończyły mi się również krople przyspieszające schnięcie z essence. Na początku podchodziłam do tego produktu sceptycznie. Natomiast z biegiem czasu polubiłam je na tyle, że chyba kupię kolejny słoiczek. Ewentualnie wypróbuję wersję w sprayu. Do denkowców również dołączył krem do rąk oriflame loves me, o którym pisałam TU. Fajny lekki nawilżacz zdecydowanie bardziej pasujący do stosowania w cieplejsze miesiące lub po prostu w pracy. 

 

Jako blogerki kosmetyczne razem z Agą staramy się testować coraz to nowsze kosmetyki. Dla tego próbowałyśmy kilka produktów marki Synergen. I tak skusiłyśmy się na dezodorant redberry, który ma piękny zapach, łudząco przypominający red bulla. Nie był on stosowany jako dezodorant na dzień, bardziej w formie szybkiego odświeżenia. Cena była niziutka – jakieś 3-4 zł a zapach, po prostu cudowny.
Tonik do skóry mieszanej, który nie przypadł nam do gustu. Miał zapobiegać tworzeniu się zaskórników, a miałam wrażenie że po nim powstało ich jeszcze więcej :/ Dodatkowo w składzie znajdował się alkohol, więc często miałam uczucie ściągniętej skóry.
Isana „wkład” do mydła o zapachu mango z pomarańczą. Fajny zapach no i przede wszystkim nie wysuszał skóry jak to poprzednie, o którym pisałam TU.
Krem na noc Dla kosmetyki. Naprawdę dobry krem. Szczególnie dla osób mających problemy z niespodziankami. Zresztą robiłam kiedyś osobną recenzję tego kosmetyku.
Lovely eyeliner czyli po prostu czarna kredka do oczu. Produkt był ze mną przez kilka lat. Bardzo wydajna, przede wszystkim rzeczywiście oddawała swoją czerń na oku. Niestety troszeczkę za długo już ją miałam, miałam wrażenie że zaczynają mnie po niej swędzieć oczy. Z pewnością to wina utraty przydatności. W zastępstwo zaopatrzyłam się już w zamiennik.
Nivea balsam do ust o zapachu dragonfruit. Oprócz tego, że pielęgnował to nadawał ustom lekko różowy kolor.
Manhattan high shine lipgloss niestety nigdzie nie widzę numeru bądź nazwy odcienia. Był to prezent. Szczerze mówiąc sama pewnie bym jej nie kupiła. Pomijam fakt, że jest naładowana brokatem. Po prostu to nie mój kolor, była za jasna o jakieś 2 tony.
Wibo lipgloss o efekcie chłodzącym. Miałam kiedyś duże jaranko na wszystkie nowości. W sumie dlatego go kupiłam. Niestety wtedy, nie liczył się dla mnie za bardzo kolor. Wyszło jak wyszło czyli użyłam go może dwa razy i tyle. 
Na koniec zostało mi jeszcze kilka próbek.
 

Ta próbeczka z Ziaji była masakryczna, śmierdziała detergentami. Natomiast cała reszta spoko jak na próbki oczywiście ^^
A jak tam Wasze denka??
Jutro pozwiedzamy blogi a tymczasem lecimy szykować się na imprezkę :D

wtorek, 4 lutego 2014

Wyniki rozdania.

Dobry wieczór!

Nareszcie przychodzimy do Was z wynikami naszego urodzinowego rozdania :) Dla jednych z Was będzie to szczęśliwa wiadomość, a inne niestety się rozczarują.

A oto jak wybierałyśmy zwyciężczynie:

Tym razem zrezygnowałyśmy z 'maszyn' losujących i zdecydowałyśmy się na osobiste wylosowanie laureatek. Jak widzicie Wasze loga zgodnie z ilością przyznanych wcześniej punktów zostały pocięte na kawałeczki i zamkniętymi oczkami losowałyśmy karteczki.

Przypominamy na szybko, co było do zgarnięcia:


A nagrody trafiają do :

Zestaw 1

Zestaw 2


Serdecznie gratulujemy! Jednocześnie mamy nadzieję, że będziecie zadowolone z nagród.
Zaraz napiszemy maile z prośbą o kontakt zwrotny. Jeżeli nie uzyskamy odpowiedzi w ciągu 4 dni, to w takim przypadku losowanie odbędzie się ponownie.

Mamy nadzieję, że dobrze się bawiłyście. Z pewnością to nie jest nasze ostatnie rozdanie na blogu :)

Dobranoc :)

sobota, 1 lutego 2014

Letnie wspomnienia



Witajcie kochane!!
Nie wiem jak wy ale ja mam już dosyć tej zimy. Moją ulubioną porą roku jest lato, dlatego podczas zimowych wieczorów lubię wracać wspomnieniami do ciepłych dni. W tym czasie uwielbiam siedzieć sobie pod kocykiem z ciepłą herbatką i oglądać zdjęcia. Tak naprawdę nie ważne jakie, byle by oddawały atmosferę lata ;)
Zdjęcia, które zobaczycie robiłyśmy podczas wakacji, miały nam służyć do innych postów. Wyszło jak wyszło i niestety nie pokazały się wcześniej. Myślę jednak, że w takiej odsłonie też będą świetnie wyglądać ;P.

Za co tak bardzo lubię lato?
Mogłabym powiedzieć, że tylko za pogodę ale tak nie jest. Owszem uwielbiam kiedy na dworze jest ciepło a nawet gorąco (jestem strasznym zmarzluchem), kiedy ptaszki ćwierkają. Jednak ja kocham lato za profity, które dzięki niej zbieramy. Chodzi mi głównie o owoce no i warzywa ale w mniejszym stopniu. Uwielbiam owoce pod każdą postacią. Czy to w roli musu, jogurtu, koktajlu, sałatek, w ciastach itd. Mogłabym wymieniać cały dzień. W każdym razie razem z Agatą należymy do tej grupy nielicznych szczęśliwców, która ma dostęp do owoców i warzyw działkowych. Nieskażonych w żadnym stopniu chemią.

Zdjęcia z truskawkowych zbiorów nie mam ;) natomiast mam fotkę mojego ulubionego koktajlu. Aż się rozmarzyłam ^^.
 

Pierwsze czereśnie z naszego drzewka, zobaczymy ile uzbieramy w tym roku ;P
 

No i borówki… 
 

Powiem Wam, że wolę je od jagód. Tutaj pokazuję te pyszne owoce w kilku odsłonach. Już same w sobie są pyszne jednak lubię czasem poeksperymentować. Na drugim i trzecim zdjęciu wersja dla łasuchów. 

 

Borówki z jogurtem, lekko posypane cukrem.

 
 „Ciasto”, które było bardzo mocno słodkie ale i tak pyszne: beza posmarowana własnoręcznie robioną konfiturą z wiśni, na to bita śmietana obsypana borówkami. 
 

W innej wersji bułeczki z borówkami, równie pyszne jak jagodzianki. Próbowałam również zrobić koktajl wyszedł pyszny ale zdjęcie wygląda mało apetycznie (kolor który oddały borówki zmieszany z barwą mleka i jogurtu wyszedł zgoła dziwnie).
Na koniec pokażę Wam nasze działkowe zwierzaki. Jeż został przetransportowany w mniej ruchliwe miejsce niż ulica. 


 Natomiast ten oto osobnik jest u nas stałym bywalcem. 
 

Niestety w domu nie możemy mieć zwierząt futerkowych dlatego cieszymy się tym futrzakiem podczas pobytów na działce.
Mam nadzieję, że te zdjęcia chociaż w pewnym stopniu nastroją i nas i Was do oczekiwania na przyjście sezonu letniego. 
Życzę Wam spokojnego weekendu :*