niedziela, 15 lutego 2015

Warszawa część I

Hej dziewczyny!

W piątek wróciłam z Warszawy i jedyne co mogę powiedzieć - Czemu tak krótko? Praca, praca i praca. Aż szkoda było wracać - szczególnie tak rano - ale nic tak nie robi jak powrót do domu. W planach miałam troszeczkę zwiedzania, hasło 'hej ho przygodo!' oraz odwiedzenie kilku sklepów.

Przede wszystkim bardzo chciałam zobaczyć muzeum geologii. Także następnego dnia po przyjeździe postanowiłam wyznaczyć sobie trasę. Ciężko mi było poruszać się a) samej b) jestem totalnie uroczo beznadziejna jeśli chodzi o mapę, znajdowanie drogi, czy cokolwiek związanego z odnalezieniem się w nowym miejscu. Dlatego też strasznie mnie to ucieszyło, że bez problemu znalazłam się w muzeum.
Od samego wejścia zafascynował mnie szkielet mamuta. Taki wielki, taki ciężki, taki dumny! Zaparło mi dech w piersi. Podeszłam bliżej - pierwsza myśl - wyrwij kość i uciekaj; druga - co jeśli wszystko się na mnie zawali?
 
Obok znajdował się nosorożec włochaty oraz niedźwiedź. Święta trójca wyglądała na prawdę imponująco, a szkielety wywierały spore wrażenie. Nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu stałam i wgapiałam się w kości, lub ile razy obchodziłam wystawę dookoła.
 
Następnie skupiłam się na na różnych odlewach i erozjach wulkanów ale same rozumiecie, mamut <3 

Po zwiedzeniu muzeum wybrałam się na zakupy do Galerii Mokotów, gdzie już troszeczkę opadłam z sił i opuściła mnie cała chęć na chodzenie po sklepach. Mimo wszystko zmusiłam się. Zaczęłam od Victorii Secret's, gdzie na wejściu od razu zaatakowała mnie ekspedientka. Tak - dzika pantera - wiem, że to jej praca ale skutecznie mnie odstraszyła. Przeszłam calutki sklep i stwierdziłam, że czuję się skrępowana pod jej bacznym okiem. Niestety wyszłam z niczym, co wcale nie poprawiło mi humoru. 
Później udałam się do kilku sklepów z odzieżą, gdzie spotkałam fascynatki zakupów i walki o ubrania.. Aż trafiłam do Stradivariusa, gdzie ku mojemu zdziwieniu się odprężyłam. Może dlatego, że znalazłam kilka interesujących mnie rzeczy. Po pierwsze - bardzo ładne i eleganckie torebki, po drugie - ubrania, które po przymierzeniu źle się układały - rozmiar albo za duży albo jeśli wybrałam mniejszy to materiał źle się układał szwach. Koszmar.. Mimo wszystko zdecydowałam się na piękną torebkę dla Oli, jako mój prezent z podróży.
W końcu trafiłam do Bath&Body Works, gdzie już totalnie odpłynęłam w mojej osobistej przyjemności. Podchodziłam do niemalże każdego jednego produktu i wdychałam te słodkie zapachy. Oczywiście i w tym sklepie zaoferowano mi pomoc, jednak Pani od razu zrozumiała, że sama muszę dojść do tego jaki zapach konkretnie przypadnie mi do gustu. Dzięki naszemu porozumieniu poleciła mi co mogę kupić i wycofała się do swoich spraw. Zdecydowałam się na zakup pięknej mgiełki zapachowej - japanese cherry blossom oraz 4 żeli antybakteryjnych - paris amour, winter candy apple, winter cranberry oraz odpowiednik mgiełki.

Uważam, że to był bardzo udany pierwszy wypad na zakupy.
Wkrótce poznacie moje dalsze przygody. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ta forma postu. :) 

Pozdrawiam, 
Agata 


8 komentarzy:

  1. Jak ja nie lubię gdy za mną chodzi / obserwuje ekspedientka ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah mnie też strasznie odstraszają ekspedientki czasami. Cieszę się, że udało Ci się trafić do muzeum, mam nadzieję, że następnym razem będę miała trochę czasu i uda nam się spotkać, zawsze łatwiej trafić do danego miejsca jednak z kimś niż samemu błądzić w uliczkach :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nikt nie lubi, jak chodzi za nim ekspedientka i gada/patrzy namolnie, a one i tak to robią. Gdzie tu logika? :/ Zazdroszczę wizyty w muzeum! :) A byłaś może w Centrum Nauki Kopernik? :) Cudooowne zakupy zrobiłaś w BBW. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkałam kiedyś w Warszawie - lubię ją - w szczególności latem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiedziałam ze takie atrakcje mamy w Warszawie. Mieszkam tu od 8 lat ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super wyjazd, aż zazdroszczę. Bardzo fajnie, że udało Wam się wyjechać. Pozdrawiam :-))

    OdpowiedzUsuń