sobota, 28 lutego 2015

Małe zakupy



Cześć dziewczyny!
Coś dawno nas tu nie było, dlatego tak na rozgrzewkę dzisiaj będzie post zakupowy :D

Zacznę od zakupu z którego jestem bardzo zadowolona a mianowicie z lakierów Golden Rose. Wybrałam sobie cztery kolory z kolekcji WOW!
- nr 18 to piękna brzoskwinia
- nr 28 czyli pastelowy fiolet
- nr 61 śliwka
-nr 88 grafit
Razem z Olą zaczęłyśmy już testowanie więc na pewno pojawi się jakaś recenzja:)Jedyne co mogę tym momencie powiedzieć to żałuję, że skusiłam się tylko na 4 odcienie.
W GR skusiłam się również na szminkę z serii Vision lipstick nr 125.
 

W Douglasie dorwałam mój ulubiony suchy szamponBatiste tym razem wersja pretty & opulent orienatl. Przy kasie pani poleciła mi czekoladową maseczkę, która akurat była na promocji.



Oprócz tego kupiłam Rexone , płyn micelarny z Tołpy, balsam do ust o zapachu banana oraz chusteczki do czyszczenia o zapachu białych kwiatów. Są to kosmetyki, które ostatnio pokazały się w Biedronce. I to by było na tyle.

niedziela, 15 lutego 2015

Warszawa część I

Hej dziewczyny!

W piątek wróciłam z Warszawy i jedyne co mogę powiedzieć - Czemu tak krótko? Praca, praca i praca. Aż szkoda było wracać - szczególnie tak rano - ale nic tak nie robi jak powrót do domu. W planach miałam troszeczkę zwiedzania, hasło 'hej ho przygodo!' oraz odwiedzenie kilku sklepów.

Przede wszystkim bardzo chciałam zobaczyć muzeum geologii. Także następnego dnia po przyjeździe postanowiłam wyznaczyć sobie trasę. Ciężko mi było poruszać się a) samej b) jestem totalnie uroczo beznadziejna jeśli chodzi o mapę, znajdowanie drogi, czy cokolwiek związanego z odnalezieniem się w nowym miejscu. Dlatego też strasznie mnie to ucieszyło, że bez problemu znalazłam się w muzeum.
Od samego wejścia zafascynował mnie szkielet mamuta. Taki wielki, taki ciężki, taki dumny! Zaparło mi dech w piersi. Podeszłam bliżej - pierwsza myśl - wyrwij kość i uciekaj; druga - co jeśli wszystko się na mnie zawali?
 
Obok znajdował się nosorożec włochaty oraz niedźwiedź. Święta trójca wyglądała na prawdę imponująco, a szkielety wywierały spore wrażenie. Nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu stałam i wgapiałam się w kości, lub ile razy obchodziłam wystawę dookoła.
 
Następnie skupiłam się na na różnych odlewach i erozjach wulkanów ale same rozumiecie, mamut <3 

Po zwiedzeniu muzeum wybrałam się na zakupy do Galerii Mokotów, gdzie już troszeczkę opadłam z sił i opuściła mnie cała chęć na chodzenie po sklepach. Mimo wszystko zmusiłam się. Zaczęłam od Victorii Secret's, gdzie na wejściu od razu zaatakowała mnie ekspedientka. Tak - dzika pantera - wiem, że to jej praca ale skutecznie mnie odstraszyła. Przeszłam calutki sklep i stwierdziłam, że czuję się skrępowana pod jej bacznym okiem. Niestety wyszłam z niczym, co wcale nie poprawiło mi humoru. 
Później udałam się do kilku sklepów z odzieżą, gdzie spotkałam fascynatki zakupów i walki o ubrania.. Aż trafiłam do Stradivariusa, gdzie ku mojemu zdziwieniu się odprężyłam. Może dlatego, że znalazłam kilka interesujących mnie rzeczy. Po pierwsze - bardzo ładne i eleganckie torebki, po drugie - ubrania, które po przymierzeniu źle się układały - rozmiar albo za duży albo jeśli wybrałam mniejszy to materiał źle się układał szwach. Koszmar.. Mimo wszystko zdecydowałam się na piękną torebkę dla Oli, jako mój prezent z podróży.
W końcu trafiłam do Bath&Body Works, gdzie już totalnie odpłynęłam w mojej osobistej przyjemności. Podchodziłam do niemalże każdego jednego produktu i wdychałam te słodkie zapachy. Oczywiście i w tym sklepie zaoferowano mi pomoc, jednak Pani od razu zrozumiała, że sama muszę dojść do tego jaki zapach konkretnie przypadnie mi do gustu. Dzięki naszemu porozumieniu poleciła mi co mogę kupić i wycofała się do swoich spraw. Zdecydowałam się na zakup pięknej mgiełki zapachowej - japanese cherry blossom oraz 4 żeli antybakteryjnych - paris amour, winter candy apple, winter cranberry oraz odpowiednik mgiełki.

Uważam, że to był bardzo udany pierwszy wypad na zakupy.
Wkrótce poznacie moje dalsze przygody. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ta forma postu. :) 

Pozdrawiam, 
Agata 


niedziela, 8 lutego 2015

Podróżna kosmetyczka

Hej dziewczyny!

W tym roku pierwszy raz od bardzo wielu lat postanowiłam wyjechać na ferie. Zawsze albo szukałam wymówki albo rzeczywiście warunki jakoś nie sprzyjały – nauka do sesji poprawkowej, zła pogoda, inne plany.


Teraz nie szukałam wymówek, co więcej starałam się wynaleźć jak najwięcej argumentów żeby się gdzieś wyrwać. W pracy na razie mam luźniejszy grafik, na studia na razie nic nie muszę przygotowywać. Czego chcieć więcej? – Pieniędzy i pomysłów :D

Postanowiłam spędzić kilka dni w Warszawie, gdzie zatrzymam się u rodziny. W planach mam zwiedzanie przeróżnych miejsc, odwiedzenie kilku sklepów i spędzenie miło czasu. Niestety moi znajomi wyjeżdżają akurat jak ja wracam, więc troszeczkę za późno się zgraliśmy ;p Ale sama też dam radę.

Chciałabym Wam pokazać moją podróżną kosmetyczkę. Wiele z Was uzna, że i tak biorę za dużo – tak, tak sam też sobie zdaję z tego sprawę – ale kto wie co mi będzie potrzebne danego dnia? Nie byłabym sobą gdybym tyle nie zabrała.


Po pierwsze kolorówka – podkład, bronzer, róż, cienie – często maluję się w zależności od tego jak wygląda moja buzia z samego rana. Jeśli wszystko jest ‘w porządku’ lub czuję, że to będzie dobry dzień lubię pomalować się na ciemno lub w odcieniach rudości. Natomiast jeśli przeczuwam, że coś może pójść nie tak maluję się asekuracyjnie – brązy. Oczywiście eyeliner, czarna kredka bez której się nie ruszam, szminka w sztyfcie oraz błyszczyk.


Po drugie – pielęgnacja – postawiłam na minimalizm tj. próbki. Nie chciałam brać pełnowymiarowych produktów, bo chyba musiałabym jechać ciężarówką :D Oczywiście nie ruszę się z domu bez mojego sztyftu od Dove i dezodorantu. Postawiłam również na wodę toaletową od oriflame – została mi końcóweczka więc mam nadzieję, że niedługo uda mi się ją wykończyć :p
Zabieram jeszcze mały ręczniczek do twarzy, płyn micelarny odlany w małą buteleczkę i 1 lakier do paznokci i płyn antybakteryjny ;p


Tak jak napisałam, wiem że to i tak za dużo ale może będę w nastroju na robienie pełnych makijaży..  
Jeśli któraś z Was ma pomysły co mogłabym zwiedzić – podstawowe miejsca już odwiedziłam – lub sklepy, które koniecznie muszę zobaczyć dajcie znać. A może macie ochotę się ze mną spotkać wt –czw na kawie?


 Pozdrawiam Was serdecznie : )

czwartek, 5 lutego 2015

Styczniowe denko




 Cześć!

Dziś chciałabym pokazać Wam co udało się nam zużyć w styczniu. Już teraz mogę się przyznać że pozbyłyśmy się kilku lakierów. I chyba właśnie od tego zaczniemy :)



Flormar Supermatte Nr M112. Muszę powiedzieć, że mimo nazwy ‘supermatte’ lakier nie był matowy, mimo to nie przeszkadzało mi to. Miał piękny głęboki kolor i dlatego odkupię go.. Zresztą więcej o nim znajdziecie TU.

Miss Sporty Lasting colour 080. Zwykły czarny lakier, niestety po koniec strasznie się ciągną. Raczej nie kupie go ponownie. Chciałabym się skusić na czarny mat.

New collection Sensique Trendy nails nr 206, czyli brokat. Używałyśmy go dosyć często co możecie zobaczyć po zużyciu:) Niestety bardzo ciężko go wydostać z buteleczki więc trafia do denka.

Wibo extreme nasil nr 43. Jasny fiolet który pięknie wyglądał zarówno na krótkich jak i na długich paznokciach. Byłam z niego bardzo zadowolona. Z tej samej serii mam jeszcze szary kolorek.

To tyle z lakierow teraz przejdę już do pielęgnacji.

Pantene pro-V szampon i odżywka 2 w 1 do włosów farbowanych. Fajny produkt dzięki któremu farba na moich włosach utrzymywała się trochę dłużej. Jestem zadowolona z efektu jaki szampon zostawił na mojej czuprynie :D.

Kolejny szampon, który udało nam się zużyć to Bingo Spa szampon jajeczny z kolagenem. Powiem tak - dobrze że już się skończył. Strasznie rzadki do tego prawie w ogóle się nie pienił. Słabo mył, miałam wrażenie że moje włosy po wysuszeniu są tłuste :/. Szczerze go nie polecam.

Suchy szampon Batiste tym razem wersja cool & crisp fresh.Bardzo polubiłam się z suchymi szamponami. Zawsze kiedy wydaje mi się że mam już ich dosyć, to siegam po nie ponownie.

Odświeżająca woda do demakijażu o zapachu koniczyny. Cieszę się że już się skończył. Więcej informacji o nim znajdziecie TU.

Kolejny bubel, który zużyłyśmy to żel pod prysznic Bale young Sweet Wonderland. Miał pachnieć czekoladą… niestety zapach pozostawiał wiele do życzenia. Jedynym plusem tego kosmetyku była jego wydajność, a raczej jej brak. Jeśli macie ochotę poczytać o nim więcej zapraszam TU.

Antyperspirant FA Nutri skin przeciw białym i żółtym palmom. Przede wszystkim pięknie pachniał i długo chronił przed nieprzyjemnymi zapachami. Do tego faktycznie nie zauważyłam aby pozostawiał plamy na moich ubraniach. Czegóż można chcieć więcej.

Dezodorant do stóp Fuss Wohl. Świetnie odświeżał stopy. Bardzo często sięgałam po niego w wakacje tuż przed założeniem moich melsiek – dzięki niemu świetnie trzymały się w nich stopy.

Avon – Anew Vitale – krem na noc. Kremik pięknie pachniał, zupełnie jak odzywka do włosów której kiedyś używałam – wiśniowo. Świetnie nawilżał skórę i pozostawiał ją mięciutką i wypoczętą.

 Miniaturka kremu do rąk L’occitane o zapachu piwoni. Zapach jak i sam krem był cudowny. Teraz rozumiem zachwyty nad kremami tej firmy. Jednak cena jak na razie odrobinę mnie odstrasza. Zobaczymy na jak długo :P

Na koniec dwa wyrzutki z Avonu.
Błyszczyk o nazwie start up pink oraz glicerynowy krem do rąk i paznokci.

Uff to by było na tyle. Troszkę nam się tego nazbierało… Teraz lecę zobaczyć co Wam udało się zużyć :D