piątek, 30 grudnia 2016

Domowe spa z Dermaglin

Hej!

Dziś przyszedł czas na post relaksacyjny. 
W weekendy kiedy mam trochę więcej czasu lubię rozpieszczać moją skórę. Jest to również pretekst aby zużyć maseczki, które notorycznie zalegają w mojej szufladzie ;)


Tym razem skusiłam się na glinki z Dermaglin. Wybrałam maseczkę przeciwzmarszczkową.

Od producenta:
BIO maseczka bazująca na harmonijnym połączeniu minerałów pochodzących z zielonej glinki kambryjskiej, naturalnych ekstraktów roślinnych oraz kwasu hialuronowego. Nadaje natychmiastowy efekt liftingujący, wygładzający i regenerujący. Skutecznie likwiduje „cienie” pod oczami, wygładza zmarszczki mimiczne. Naturalnie wzmacnia skórę dostarczając jej niezbędnych makro i mikro elementów. Zawiera żeń-szeń – panaceum na wszelkie dolegliwości skórne, wykazując działanie odmładzające, ujędrniające, stymulujące odnowę naskórka. Odżywczy olej jojoba przywraca skórze wyjątkową gładkość i miękkość. Kwas hialuronowy najcenniejszy surowiec nawilżający – wiąże wodę w skórze.

Maseczka umieszczona jest w saszetce dzielnej na dwa co uważam za ogromy plus. Taka połówka wystarcza idealnie na jedno zużycie. Konsystencja produktu jest dosyć gęsta, nic nie spływa nam z buzi. Maseczka dosyć szybko zastyga na twarzy. Powoduje lekkie uczucie ściągnięcia jednak idealnym sposobem na to zjawisko jest woda termalna, która świetnie sobie z tym radzi . Po jej użyciu moja cera jest zmatowiona, gładka oraz przyjemnie napięta. Po zmyciu produktu nie potrzebowałam żadnego wspomagacza w postaci kremu.
Muszę przyznać, że pierwszy raz używałam tego produktu ale już wiem, że nie jest to ostatni raz.


Kolejnym produktem, który umilił mi wieczór jest maseczka do stóp ze skłonnością do pocenia. W składzie maseczki można znaleźć zieloną glinkę kambryjską, miętę oraz olejek cytrynowy.

Od producenta
Bazę maski stanowi zielona glinka kambryjska - źródło minerałów o właściwościach terapeutycznych. Są to głównie mikrogranulki krzemu, które delikatnie złuszczają zrogowaciały naskórek i stymulują jego odnowę. Miedź i cynk o udowodnionych naukowo właściwościach antybakteryjnych, zapobiegają poceniu się stóp oraz łagodzą podrażnienia i otarcia. 
Zawartość mięty oraz zielonej herbaty stanowi naturalną "zieloną kurację dla stóp", jest gwarancją świeżości oraz aksamitnej gładkości. 

 Co prawda nie mam problemu z nadmiernym poceniem się stóp, jednak wiadomo jak zachowują się stopy w obuwiu zimowym w ciepłych pomieszczeniach :) Maseczka również jak jej poprzedniczka umieszczona jest w saszetce, która z powodzeniem wystarcza na jedno użycie. Po nałożeniu produktu odczuwalny jest efekt chłodzenia. Maseczka ma przyjemny i niedrażniący zapach.
Maseczkę należy nałożyć na stopy aż na 30 minut. Po jej zmyciu zauważyłam, że moje stopy są miękkie i odprężone. Co do usunięcia zrogowaciałego naskórka nie zauważyłam zmian. Uważam, że produkt nie posiadający substancji zdzierających nie jest w stanie zaradzić tego typu problemowi. Niestety nie mogę powiedzieć nic na temat zmniejszenia się potliwości stóp.
Maska sama w sobie nie była zła, jednak nie jestem fanką takich produktów do stóp - 30 minut to długi okres czasu i może ten fakt też wpływa na moją ocenę.
Oba produkty otrzymałam na spotkaniu trójmiejskich blogerek.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Grejpfrutowy balsam do ciała od Balei

Hej!

Jak mijają Wam Święta? W końcu mam chwilę aby napisać kilka zaległych postów:)


Dziś opowiem Wam w  kilku słowach o produkcie, który stosuję już od dość długiego czasu.
Balsam Balea możecie kupić w niemieckich drogeriach dm, na allegro lub w sklepach z niemiecką chemią.

Może już na wstępie napiszę że balsam nie należy do moich ulubionych smarowideł.
Opakowanie jest duże - mieści w sobie aż 500 ml kosmetyku. Przypuszczam, że kosztuje coś ok. 2 euro. Słoiczek jest plastikowy zakręcany, pod spodem zabezpieczony folią.


 Balsam ma zapach chemicznego grejpfruta  i jest to główny powód dlaczego nie lubię po niego sięgać. Konsystencja - lekka, szybko się wchłania a do tego jest bardzo wydajny. Ta kombinacja w połączeniu z niezbyt przyjemnym zapachem również staje się dla mnie ogromnym minusem. 
Balsam jest przeznaczony dla skóry normalnej. 

Przyznaję, że nie mam jakoś szczęścia do kosmetyków z Balei. W większości przypadków znajduję za dużo powodów, do których można się przyczepić i nie rozumiem tego całego 'szału' odnośnie tych kosmetyków. Dla mnie są po prostu przeciętne.

sobota, 24 grudnia 2016

Wszystkiego dobrego!

Kochani, 

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia przesyłamy Wam serdecznie życzenia. Niech ten czas będzie dla Was odpoczynkiem od codziennego zgiełku, odpocznijcie od trosk i zmartwień. Aby Święta były dla Was chwilą dla rodziny i bliskich osób pełnych radości i spokoju. 

piątek, 23 grudnia 2016

Zimowe zapachy od YC

Hej kochani!

Okres świąteczny zbliża się nieubłaganie i mimo tego, że wraz wiekiem coraz mniej czuję magię świąt postarałam się przywołać do siebie te wszystkie "ciepłe wspomnienia".

Pierwszym moim krokiem było upieczenie partii pierniczków które wypełniły cały dom niesamowitym zapachem korzennych przypraw. Kolejno wybrałam się na zakupy i w galerii troszeczkę posłuchałam świątecznych piosenek. Na co dzień wystrzegam się tego jak ognia, ponieważ co za dużo to niezdrowo.
Ostatnia deską ratunku jest jak zawsze YC, które swoimi zapachami nie tylko przywodzi nam wspomnienia pięknych chwil ale również zapewnia nam 'minimum' relaksu.




Tarta po, którą dosyć często sięgamy w zimowym okresie to Cranberry Ice. Jest to niesamowita mieszanka słodkich i kwaśnych nut. Żurawina już sama w sobie jest pewnym wyznacznikiem zimy. Często możemy znaleźć ją w ciastach i specjalnych herbacianych mieszankach. Pokój w mgnieniu oka wypełnia orzeźwiający, lekko zimowy zapach.

Cranberry Ice jest to intensywna tarta. Jednak po podgrzaniu uwalnia nieduszący zapach, który unosi się w powietrzu do końca dnia. Dlaczego sięgamy po nią z taką chęcią? Nie zawiera w sobie chemicznych nut, a dodatkowo koi nasze zmysły po ciężkim dniu w pracy. Uważam, że to jeden z tych zapachów po którego masz ochotę sięgnąć podczas gdy za oknem sypie śnieg.

Drugi świąteczny zapach - tym razem troszeczkę słodsza propozycja to Berry Trifle. Jak sama nazwa wskazuje jest to coś pysznego! Berry Trifle to połączenie nut zapachowych 'jagodowych' owoców w kremie malinowym.

Jak dla mnie tarta na zimno pachnie jak wiele wosków YC - przyjemnie i dość mydlano, jednak po roztopieniu zapach przeistacza się w coś zupełnie innego. Nigdy nie przepadałam za zapachem wanilii - w tym przypadku jest to przyjemne połączenie owoców i wanilii, czyli coś smakowitego i świeżego. Zapach nie jest zbyt słodki, otula nas swoją wonią i poprawia humor. Szczerze mówiąc? Niczego innego nie spodziewam się po woskach ! Mają po prostu sprawić, że poczuję się lepiej.

A jakie są Wasze odczucia co do tych
wosków?

niedziela, 18 grudnia 2016

Figa z arganem

Hej!

Dziś chciałabym napisać kilka słów o kolejnym kosmetyku do kąpieli. Tym razem jest to kremowy płyn pod prysznic Kneipp o zapachu mleka figowego i olejku arganowego.


Od producenta: Wysokowartościowy ekstrakt z mleka figowego i naturalny olejek arganowy pielęgnują skórę i zapewniają gładkie odczucie. Szlachetny zapach figowy ofiaruje ciału i duszy zmysłowe momenty.
Roślinna receptura pielęgnująca z wysokowartościowego mleka roślinnego i naturalnego olejku pielęgnującego zapewnia poprawę odczucia skóry podczas i po kąpieli pod prysznicem.

Kosmetyk znajduje się w 200 ml miękkiej tubie, dzięki temu bardzo łatwo wycisnąć z niej produkt. Płyn ma dosyć gęstą konsystencję, jednak nie przeszkadza to w rozprowadzeniu go po skórze. Podczas mycia tworzy delikatną pianę. 



Jego głównym atutem jest zapach - ciepły, otulający. Mam wrażenie, że bardziej wyczuwalny jest argan, który jest wprost idealny podczas zimowych kąpieli. Myślę jednak że może nie trafić w gusta wszystkich osób. Zapach jest dość intensywny ale mimo tego na skórze nie pozostaje na długo. 

Sam produkt nie wysusza skóry, wręcz mam wrażenie, że delikatnie ją nawilża. Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona jego działaniem do tego stopnia, że chętnie zapoznam się z innymi zapachami z tej linii. 


poniedziałek, 12 grudnia 2016

Trójmiejskie spotkanie blogerek

Hej dziewczyny!

W zeszłą niedzielę razem z Olą miałyśmy okazję po raz pierwszy uczestniczyć w spotkaniu blogerek. Z dziewczynami spotkałyśmy się w Sopocie w kawiarni - Prawdziwe Lody. Miejsce spotkania było o tyle dogodne, że znajduje się na samiutkim dole Monciaka. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej tam nie byłyśmy mimo, że obie studiowałyśmy w Sopocie.

Sam lokal zrobił na nas pozytywne wrażenie, w menu można było znaleźć pozycje zarówno śniadaniowe jak i deserowe. Tak między nami - jestem wzrokowcem i patrząc na te obrazki miałam ochotę zjeść co najmniej 90% proponowanych deserów :)


W spotkaniu brały udział: 

Karolina  www.bardziejmilo.pl

Całe spotkanie  przebiegło w miłej atmosferze, nie było końca rozmowom i wymienianiu się radami dotyczącymi oczywiście kosmetyków. Organizatorki zapewniły nam atrakcje w postaci spotkań z przedstawicielką marki Ziaja panią Natalią (Pani Natalia widnieje na zdjęciu poniżej) oraz wizażystką panią Beatą (Pani Beata jest na zdjęciu powyżej po lewej stronie), a także wspaniałymi upominkami.





Pani Natalia przedstawiła nam produkty z nowej linii Ziaja antyoksydacja z jagodami acai. Linia ta przeznaczona jest dla skóry wiotkiej, zmęczonej i pozbawionej blasku. Wszystkie produkty z tej serii charakteryzują się orzeźwiającym zapachem i lekką formułą. Część z nich już jest w fazie testów ^^.


Pani Beata opowiadała nam o swoim doświadczeniu jako wizażystka i kreator wizerunku. Tak między nami jest to osoba o niesamowitej energii i pełnym zapleczem doświadczeń. Wspaniale było posłuchać tak charyzmatycznej osoby.

Na koniec Asia opowiedziała nam troszeczkę o swojej pracy i o innej stronie marketingu. Szczerze mówiąc ten temat mnie bardzo interesował, ponieważ jak już kiedyś Wam wspominałam że pisałam o tym pracę licencjacką. Jednak tutaj Asia poruszała bardziej temat od strony współprac, czyli tego z czym w blogosferze mamy często do czynienia.

Na koniec pokażemy Wam jakie upominki na nas czekały na spotkaniu. I tutaj ogromne zaskoczenie! I ogromne podziękowanie dla dziewczyn - jako, że przyszłyśmy we dwie - ale jako autorki jednego bloga dostałyśmy 2 zestawy ;o  Bardzo dziękujemy!




Jak już wspominałam na zdjęciu powyżej znajduje się nowa linia marki Ziaja i jest absolutnie zniewalająca pod względem zapachowym. Wkrótce na pewno pojawi się recenzja któregoś z produktów.

http://www.avetpharma.pl/ 

Saszetki od Avetpharma - już wcześniej korzystałam z produktów tego producenta. Szczerze mówiąc jestem ciekawa tego produktu jak się sprawdzi. Na pewno damy Wam znać co i jak.


Urocze paczuszki od Selfie project, które można znaleźć w sieci Rossmann. Już zaczęłyśmy testować płyn micelarny, który pachnie jak Pret a Porter - na wstępie ogromny plus za zapach - orzeźwiający, cytrynowy.


Zestaw pielęgnacyjny od Oillan. Kosmetyki do skóry suchej, na pewno się przydadzą teraz w okresie zimowym :)


Serum pobudzające wzrost rzęs Lashvolution. Bardzo bym chciała aby moje rzęski były dłuższe i dawały efekt wachlarzy :) Zobaczymy jak się sprawdzi.


2 zestawy kosmetyków marki Tołpa dostępne na stronie www.tolpa.pl oraz w wybranych drogeriach Rossmann, Hebe, Natura i Superpharm.


Maseczki firmy Dermaglin - do stóp, skóry głowy, maseczka regenerująca i bio maseczka przeciwzmarszczkowa.


Produkty z Eveline (www.eveline.eu), które pomogą nam się odprężyć w zimowe wieczory. Z takim zestawem można pozwolić sobie na chwilkę zapomnienia po całym tygodniu pracy.


I przesłodka paczuszka od Indigo, która pozwoli nam zadbać nie tylko o nasze dłonie i paznokcie ale również o całe ciało.,

Bardzo dziękujemy dziewczynom - Karolinie, Monice i Martynie, jak również naszym firmom, które przesłały upominki.


Na pewno w niedalekiej przyszłości pojawią się recenzje tych produktów. Bardzo dziękujemy również za ciepłe przyjęcie i wspaniałą atmosferę, Miło było się z Wami spotkać, porozmawiać i wymienić doświadczeniami. 

sobota, 10 grudnia 2016

Zakupy.

Hej dziewczyny!

Ostatnio strasznie mocno wertuję internet w poszukiwaniu kalendarzy adwentowych lub jak kto woli 'beauty calendar'. Niestety w mojej głowie pojawia się mnóstwo za i przeciw. Czy tego potrzebuje? Jak bardzo tego chcę? 

Patrzyłam już na prawdę na wszystkie opcje - pielęgnacyjne, coś dla ducha np. woski, a także na kolorówkę. Koniec końców żadnego nie zamówiłam. Już miałam na oku ze 2 typy, które nawet znalazły się w koszyku, jednak mój rozsądek wygrał. 

W zamian za to postanowiłyśmy w końcu zamówić box, który już pojawił się na naszym blogu. 
W nagrodę za moją silną wolę oraz przy okazji zakupów nabyłyśmy kilka nowych 'beauty' produktów.

Po całym tygodniu pracy postanowiłyśmy wybrać się na zakupy i w pierwszej kolejności wybrałyśmy się do Natury. Dawno nie miałyśmy okazji na wspólne buszowanie po sklepach, a co za tym idzie - zakupy stają się o wiele przyjemniejsze niż w pojedynkę.


Z racji tego, że zostały nam praktycznie same maski do włosów postanowiłyśmy kupić jeszcze olejek zapewniający nam dodatkową pielęgnację. Tym razem postawiłyśmy na firmę Marion - olejki orientalne regeneracja włosów, jojoba i słonecznik. 6.99 zł 

Do koszyczka wpadło nam kilka produktów do ust. 
Na początku sięgnęłam po piękną kremową pomadkę od Catrice - Velvet Mat Lip Cream 050 Brooklyn Pink- Star. Niestety lub stety często sięgam po te same kolory w tym przypadku urzekł mnie kolor ciemnego przygaszonego różu. Dodatkowym atutem jest fakt, że ma matowe wykończenie. Cena to 12,79 zł.

Kolejno skierowałyśmy się do boxu z ostatkami kolekcji i wyciągnęłyśmy 2 błyszczyki do ust My Secret Dressup your lips. Tutaj wybrałam podobny kolorek do tego wyżej jednak jest on pomieszany leciutko z tonacją nude - 209. Natomiast Ola wybrała dla siebie przepiękny fioletowy odcień o numerze 215. Mam nadzieję, że uda nam się szybko zrobić jakąś recenzję na ich temat. Cena jednego błyszczyka to 4.99 zł. Mamy już jeden błyszczyk z tej kolekcji nr 205 i jesteśmy z niego bardzo zadowolone.

Przy okazji kolorówki Ola namówiła mnie na nowy lakier do paznokci w bardziej stonowanym kolorze brzoskwini Sensique color nr 190 sorbet / 4.89 zł. Jestem ciekawa jak sprawdzi się ten lakier, jakie będzie miał krycie i trwałość. Myślę, że swoją kolorystyką świetnie nadaje się do pracy. 
Na koniec szybko złapałam za nasz ulubiony tonik ogórkowy z Ziaji oraz pastę do zębów Colgate.


Następnie udałyśmy się do Galerii Bałtyckiej - plan był zupełnie inny - chciałam kupić kilka koszul do pracy, jednak nic nie zrobiło na mnie dużego wrażenia.
Na pocieszenie zajrzałyśmy do Douglasa i ku naszemu zdziwieniu trafiłyśmy na promocję balsamów do ust EOS - 2 sztuki za 39.00 zł. Wybór niestety nie był zbyt szeroki, jednak wybrałyśmy jajeczka o zapachu granatu i malin oraz cytrynowym. 

Na sam koniec dnia poszłyśmy do biedronki po małe co nieco. W dziale 'herbacianym' znalazłam swojego faworyta - Herbapol Zimowy Sekret! wowowow! Moje pudełko pakowała p. Ela- dziękuję za uroczą karteczkę. Pierwsze wrażenie - jedna saszetka to chyba za mało - lub wzięłam za duży kubas. Była za mało intensywna. Jednak zapach goździków i cynamonu jest wyczuwalny, dzięki czemu mój wieczór od razu stał się lepszy.

Jak Wasz weekend? 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Listopadowe denko

Siemanko!

Dziś chciałabym pokazać co udało nam się zużyć w listopadzie. Głównie pielęgnacja ale znalazło się też coś z kolorówki (w końcu).

  • Green Pharmacy płyn micelarny 3 w 1. Całkiem niezły kosmetyk. Dobrze zmywa makijaż, nie podrażnia skóry, oto mi właśnie chodziło. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę.
  • Krem Nivea jak dla mnie klasyka gatunku ;) Lubię czasem do niego wracać. Dobrze nawilża, sięgam po niego szczególnie w sezonie zimowym.
  • Isana krem do rąk o zapachu rumianku, wybrałam opcję w słoiczku można go również znaleźć w tubce. Dosyć dobrze nawilżał dłonie choć dla mnie najlepszy jest ten z ureą (wersja czerwona).
  • Pelling ze Starej Mydlarni, o którym pisałam kilka postów niżej czyli TU. Uważam że jest godny polecenia i prędzej czy później wrócę do niego ;)
  • Krem na noc Chantarelle, o którym również już pisałam TU. Dobry kosmetyk choć stosunkowo drogi raczej do niego nie wrócę.
  • Revlon Colorstay pisałam o nim TU. Jak dla mnie podkład idealny zresztą mamy już kolejne opakowanie.
  • Mini opakowanie Nivea invisible kupiony na wakacyjny wyjazd razem z miniaturką Isany. Isanę udało nam się zużyć na wakacjach, tego wrzuciłam do torebki na "awaryjne" sytuacje. Jakie było moje zaskoczenie kiedy po jednym użyciu okazało się ze już go nie ma. Chyba trafiłam na jakieś felerne opakowanie z którego dezodorant mi "uciekł".
  • Fa antyperspirant z limitowanej edycji. Przyjemny zapach powiedziałabym że idealny na letnie dni. Dobrze chronił przed nieprzyjemnym zapachem.
  • Bath & Body Works 2 żele antybakteryjne: ciepła słodka wanilia oraz kwiat japońskiej wiśni.Uwielbiam te żele nie dość że odkażają to do tego pięknie pachną. Alkohol szybko się ulatnia pozostawiając na naszych dłoniach przepiękny zapach, który całkiem nieźle się utrzymuje. Zapach kwiatu japońskiej wiśni na tyle mnie oczarował że podczas zeszłorocznego wypadu do Warszawy zaopatrzyłyśmy się w mgiełkę. Żałuję że w Trójmieście nie ma sklepu B&B myślę że pomimo dość wysokich cen i tak byłabym tam częstym gościem ^^.
  • Paletka cieni Collection 2000 w odcieniach brązu. Muszę przyznać że polubiłam się z nią kolory były ładnie na pigmentowane nadawały się zarówno do dziennych jak i wieczorowych makijaży. Niestety nie zrobiłam zdjęcia aby pokazać Wam jak wyglądały kolory.  
  • Maseczka na usta Sephora, muszę przyznać że pierwszy raz stosowałam taki produkt. Na usta nakładamy maseczkę w formie galaretki trzymamy ja 15 minut po czym ją ściągamy a nasze usta wyglądają idealnie. Nie wiem ile czasu ma trwać ten efekt jednak u mnie jest krótkotrwały. Może jest to spowodowane tym że w okresie zimowym moje usta strasznie się przesuszają.
  • Kolejny zapach Yankee candle zapach amber moon możecie o nim poczytać TU. Jeden z moich ulubionych jesiennych zapachów.
  • Na koniec kilka lakierów. Wśród nich moi ulubieńcy z GR czyli piaski o nr 65 oraz 66. Idealne na lato.
  • Woda toaletowa Yves Rocher - Jabłko w karmelu - piękny słodki zimowy zapach. Idealny na mroźne dni - recenzję o nim znajdziecie TU
Buziaki i do następnego :D

sobota, 3 grudnia 2016

Mój pierwszy box

Hej!
Dwa dni temu odebrałam nasz pierwszy box. Razem z Agatą zastanawiałyśmy się już od dłuższego czasu nad takim zakupem. W końcu zdecydowałyśmy się na pudełko od Liferii. Decyzję podjęłyśmy dosyć szybko głównie dlatego że widziałyśmy u jednej z Was co będzie w listopadowym boxie. Może najpierw pokaże co w nim znalazłyśmy.


  • żel ze świetlikiem lekarskim i herbatą Floslek
Usuwa objawy zmęczenia, łzawienia, podrażnienia i pieczenie okolic oczu spowodowane warunkami atmosferycznymi, przebywaniem w suchych pomieszczeniach, brakiem snu. Zastosowany w recepturze wyciąg ze świetlika wykazuje własności przeciwzapalne oraz kojące a ekstrakt z zielonej herbaty regenerujące.
  • Scrub do ciała Mr.Scrubber
Scrub jest skomponowany z 7 różnych olejków, które odżywią i nawilżą twoją skórę, pozostawiając ją aksamitnie gładką: 1. Olejek z pestek winogron, 2. Olejek z orzechów makadamii, 3. Masło shea, 4. Oliwa z oliwek, 5. Olejek z awokado, 6. Olejek arganowy, 7. Olejek z pestek brzoskwini. Wszystkie te składniki zostały dobrane tak, aby dogłębnie oczyścić skórę z martwego naskórka. Scrub doskonale modeluje i ujędrnia sylwetkę, a zawarte w nim mikroelementy pomagają w walce z cellulitem i rozstępami.
  • mleczko do twarzy Naobay
Mleczko oczyszczające do twarzy przeznaczone dla skóry suchej zawiera ekstrakty z aloesu, jabłka i oleju ze słodkich migdałów. Olej z palmy kokosowej zapewnia intensywne działanie oczyszczające i złuszczające, pozostawiając skórę miękką i czystą.
  • maseczka do twarzy Unani 
Maseczka chroni i pielęgnuje skórę, a także ją odżywia i nawilża, jednocześnie usuwając wszelkie zanieczyszczenia. Jeśli będziesz stosować maseczkę raz lub dwa razy w tygodniu, zauważysz znaczne przyspieszenie regeneracji komórek i odnowę skóry twarzy. Sposób użycia: nałóż maseczkę na oczyszczoną skórę twarzy, pozostaw na 10 minut, a następnie dokładnie zmyj ją wodą.
  • Puder mineralny w kompakcie VG Professional
Puder sprawi, że twoja skóra będzie świeża i aksamitna. Specjalnie stworzona formuła, która zawiera wosk jaśminowy i lawendę, pomoże skórze zachować promienny wygląd. Puder VG Professional jest idealną bazą, która subtelnie zmatowi twoją twarz i uczyni ją jedwabistą, a także ukryje wszelkie niedoskonałości. Zawarty w pudrze filtr 15 SPF zadba o twoją skórę i zapewni jej dodatkową ochronę przed negatywnymi skutkami promieniowania UV.


Muszę przyznać że jestem bardzo zadowolona z zwartości pudełka. Tak naprawdę znany jest mi tylko jeden produkt - żel od Flosleka, i jednocześnie jest to jedyny Polski produkt. Wybrałam 3 miesięczną subskrypcję więc zobaczymy czym jeszcze zaskoczy nas Liferia.

sobota, 26 listopada 2016

Malinowy peeling do ciała

Hej!

Ostatnio zauważyłam że dosyć dawno nie pokazywała się u nas żadna kosmetyczna recenzja. W związku z tym już naprawiam błąd i napiszę kilka słów o peelingu. Mój wybór padł na peeling malinowy ze Starej Mydlarni.


Od producenta:
Doskonale wygładza i ujędrnia skórę, usuwając martwy naskórek. Skutecznie ją oczyszcza i rozjaśnia, pobudzając mikro krążenie. Zapobiega wysuszeniu skóry i ułatwia wchłanianie substancji odżywczych. Skóra staje się gładka, zregenerowania i miękka w dotyku.

Peeling zamknięty jest w plastikowym, przezroczystym słoiczku. Dzięki temu widzimy ile produktu zostało jeszcze w opakowaniu.

Kosmetyk łatwy w "obsłudze" dzięki żelowej konsystencji. Dobrze się rozprowadza, nie osypuje się tak jak to się zdarza w przypadku peelingów solnych.  Drobinki są dosyć spore ( pestki malin) dobrze ścierają naskórek. Po jego stosowaniu zauważyłam że moja skóra stała się wygładzona, nawilżona oraz jędrniejsza. Kolejny plus to jego malinowy zapach. 


Jedyny minus jaki zauważyłam to jego wydajność. Przez to że ma konsystencję galaretki (jest dosyć rzadki) potrzebujemy go więcej przy aplikacji, co za tym idzie szybciej go zużywamy.

Opakowanie 500 ml na stronie kosztuje 33 złote. 

niedziela, 20 listopada 2016

Jesienne ocieplenie z YC

Cześć dziewczyny! 

Jak Wam minął tydzień? U nas było intensywnie dlatego szukałyśmy wieczornego sposobu na relaks. Chciałabym Wam dzisiaj opisać 2 woski, które uprzyjemniają nam wolny czas. 


Pierwszy z nich to obłędny Moroccan Argan Oil. Niewielka bordowa tarta zawiera w sobie zapachy paczuli, drzewa sandałowego oraz olejku arganowego. Jak już wiecie jestem ogromną fanką zapachu drzewa sandałowego. Dodatkowo w tym przypadku ta kombinacja paczuli i olejku arganowego sprawiła, że wosk stał się jednym z moich ulubionych. 


Zarówno w zeszłym roku jak i w tym bardzo chętnie po niego sięgam. Jest to ten typ produktu typowy na zimne i deszczowe dni Po rozgrzaniu tarta nadaje pomieszczeniom przytulny charakter i człowiek ma ochotę od razu się zrelaksować i zapomnieć o troskach. 

Kolejny wosk można już śmiało nazwać zimowym - Snow in Love. Tutaj tak samo ja w poprzednim wosku można wyczuć paczulę, jednak tę tartę dopełniają zapachy drzewa iglastego. Mogę powiedzieć, że to jest jeden z klasycznych zapachów YC jakie przychodzą mi na myśl. Przypomina mi nasze pierwsze woski. 


Doskonały na zimne dni, połączenie paczuli i iglaków nadaje mu charakterystycznego lekko świątecznego zapachu. Tutaj też mamy do czynienia z przyjemnym otuleniem, lekko męskich nut i totalnym relaksem.

Jesień jesienią ale dzięki niej właśnie często palę YC i mogę jakoś odreagować dzień pełen stresu i trosk. Obie tarty możecie nabyć na stronie goodies.pl

niedziela, 13 listopada 2016

Balsam do ust NYC

Hej dziewczyny! 

Nie wiem jak Wy ale ja codziennie przed wyjściem mam problem ze szminką. Nigdy nie wiem jak mam umalować usta. Czy nałożyć samą pomadkę ochronną czy jakąś szminkę, a może postawić na błyszczyk?

W związku z tym dylematem dzisiaj napiszę kilka słów o moim nabłyszczającym balsamie w postaci szminki NYC Applelicious Glossy Lip Balm nr 357.
Produkt to nic innego jak nawilżający koloryzujący balsam do ust o zapachu jabłuszka. Pomadka składa się z dwóch części - środkowa to balsam uformowany w jabłuszko, a na zewnątrz otacza je pomadka w moim ulubionym kolorze - coś między ciemnym różem a fioletem. Kolor, który uzyskujemy na ustach jest subtelny, a usta są muśnięte blaskiem.

Dzięki temu, że jest to coś w rodzaju pomadki ochronnej chwytam po nią o wiele częściej niż po tradycyjną szminkę jednocześnie utrwalając kolor na ustach. Może sam kolor nie jest bardzo intensywny ale warto pamiętać, że jest to tylko balsam do ust. Wydaje mi się że właśnie też dlatego stała się moim ulubieńcem. Nie wymaga precyzji - pomadka nie ma pełnego krycia i nadaje naturalny wygląd. Używam jej jako zabezpieczenia przed wiatrem i zimnem dla ust oraz jako 'wykończenie' makijażu.


Swoją pomadkę kupiłam przy okazji zakupów na ezebra jako mały dodatek na koniec. Nie byłam za bardzo do niej przekonana ale teraz żałuję, że wybrałam tylko 1. Przy kolejnych zakupach skuszę się jeszcze na inne kolory. Cena jednej sztuki to tylko 3,92 zł, więc na prawdę brzmi to bardzo zachęcająco.

piątek, 11 listopada 2016

Czy warto pójść na koncert The Dumplings?

Hej!

Dzisiaj pogadamy zupełnie o czymś innym niż kosmetyki. Ostatnio z Olą byłyśmy na koncercie Pierogów w B90 w Gdańsku.
Zacznijmy od tego, że ten zespół nie jest jakimś moim strasznym faworytem ale jest do posłuchania w smutniejsze dni, w dni zadumy i kiedy chcę pobyć w odosobnieniu 
Według Wikipedii The dumplings to muzyka electropop, z czym mogę się zgodzić. Jest to rodzaj muzyki klubowej, która w jakiś dziwny sposób trafiła w moje gusta. Dodatkowym faktem, który sprawił, że zdecydowałyśmy się pójść na ten koncert było miejsce. Już przy ostatnim koncercie wspominałam jak bardzo podoba mi się to miejsce. 

Nie wiem od czego zacząć żeby nie być źle zrozumiana, żeby nikogo nie urazić i żeby jakoś zbyt mocno nie wyhiperbolizować słów. 

Ludzie, którzy przyszli na koncert byli w różnym wieku. Oczywiście 70% to były nastolatki, część z nich prosiła przed wejściem osoby z dowodem o wprowadzenie ich do klubu. Reszta to mieszanka wybuchowa hipsterów, ludzi około 40stki i dziewczyn w moim wieku po godzinach. 

Zaczyna się koncert, pierogi grają, a ja mam złudne wrażenie że wszystko leci z odtworzenia. Jakoś było zbyt idealnie. Nie twierdzę, że tak było. Być może dzieciaki śpiewają i grają znacznie lepiej niż dużo starsi muzycy, na których koncertach również miałam okazję być. 

Widownia stoi nieruchomo - 'Zrobicie nam zdjęcie? Muszę mieć zdjęcie pod sceną'. - Kochani jeśli przyszliście na koncert swojego ulubionego zespołu to dlaczego się nie bawicie, tylko stoicie i robicie zdjęcia? Chyba od tego są takie eventy żeby móc się bawić przy muzyce na żywo.

Justyna - przy okazji bardzo zdolna, skromna osoba - promuje swoją płytę, po czym twierdzi że to zabrzmiało jak reklama i kwituje to słowami, że nie miało to tak zabrzmieć. Zachowuje się tak jakby to był pierwszy jej koncert i głos podczas śpiewu zupełnie nie pasował do tak cichutkiej osoby. A wiecie kogo mi przypominała w przerywnikach? Kasię Nosowską - dziękuję i śpiewa dalej :D 

Z całego wydarzenia zagrali tylko kilka popularnych kawałków, gdzie mieli dużo dużo więcej do zaoferowania. Rozumiem, że chcieli nam pokazać nowy materiał nad, którym pracowali do tego czasu. Jednak on nie przypadł mi do gustu. 
Gościem specjalnym był Tomek Makowiecki, który również nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Jednak już po występie z Tomkiem słyszałam mniej idealny, prawdziwy śpiew. Nie wiem czy wcześniejsze kawałki były tak dobrze wyuczone czy istnieje jakaś zależność między tymi utworami.

Ogólnie rzecz biorąc - koncert nie był zły. Ludzie byli strasznie zapobiegawczy i sztywni. Jeśli wybieracie się na koncert gdzie jest muzyka electro to chyba można poruszać się więcej niż tylko klaskanie po utworze. Bardziej widziałabym taki event gdzie the dumplings rzeczywiście przygrywaliby na żywo na jakiejś imprezie. 
A może po prostu to tylko moja indywidualna kwestia przebywania w tym miejscu tego dnia? 

Jeśli też mieliście okazję uczestniczyć w tym koncercie dajcie znać. A może kiedy indziej słyszeliście ich na żywo?
Dziś idziemy na koncert Akurat i już nie mogę się doczekać. Tu średnia wiekowa będzie trochę wyższa, a mam takie wrażenie że im człowiek starszy to ma do siebie większy dystans. Co za tym idzie impreza jest lepsza, weselsza.

niedziela, 6 listopada 2016

Październikowe denko

Hej!


Dziś przyszedł czas na kolejny projekt denko. Zacznę może od pielęgnacji włosów.

Garnier Fructis do włosów osłabionych. Faktycznie zauważyłam, że moje kłaczki są mocniejsze, co za tym idzie trochę mniej wypadają. Niestety nie jest to jakiś spektakularny efekt. Co mnie zachwyciło w tym szamponie? To jego zapach- słodko cierpkich jabłek.

Nivea szampon do włosów farbowanych. Fajny produkt, który spełnia swoje zadania, chroni kolor, pielęgnuje oraz wzmacnia włosy. 

Biosilk to nic innego jak jedwab do włosów. Dzięki niemu moje końcówki były "ujarzmione" i nie wywijały się każda w inną stronę ;) Na pewno jeszcze kiedyś po niego sięgnę.

Odżywka Planeta Organica Rokitnik.
Pięknie pachnąca odżywka do włosów farbowanych. Z tego co pamiętam kosztowała ok 20 złotych ale mogę śmiało powiedzieć, że była warta swojej ceny. do podstawowych plusów mogę zaliczyć wydajność i fakt, że po jej stosowaniu moje włosy stawały się lejące i lśniące. 

Alverde olejek z paczulą i czarną porzeczką. Używałam go wyłącznie jako smarowidła do ciała po wieczornej kąpieli. Efekt- świetny, moja skóra po jego użyciu stawała się nawilżona oraz sprężysta. Zapach tego kosmetyku jest dość silny i specyficzny jak dla mnie trochę taki męski. Mi to osobiście nie przeszkadzało, rano po przebudzeniu już go nie czułam ;) Na jego miejsce mam olejek z Avonu, który dostałam w prezencie i muszę przyznać że niestety daje dużo gorsze nawilżenie.

Avon kremowy żel pod prysznic o zapachu maliny i orchidei. Zapach przyjemny choć na pewno nie wyczuwam tam maliny. Dobrze się pieni, nie wysusza skóry. Muszę przyznać, że te żele z Avonu są całkiem niezłe. Może się jeszcze kiedyś na jakiś skuszę.

Tusz do rzęs Astor Seduction Codes. Zdecydowanie jeden z lepszych tuszy jakie używałam. Miał dawać efekt sztucznych rzęs i faktycznie tak było. Miałam wrażenie że moje rzęsiska są gęstsze, dłuższe i przede wszystkim fajnie podkręcone. Na pewno do niego wrócę.

I na koniec lakier do paznokci, który dawno temu zużyłam i zapomniałam o nim :P Wibo Extreme nails nr 63.Jest to nic innego jak lekko rozbielony szary kolor. Jak dla mnie była to jedna z lepszych kolekcji wibo.

I to by było na tyle, życzę Wam udanego popołudnia.

niedziela, 30 października 2016

Yankee Candle Halloween

Hej dziewczyny!

Kolejny jesienny tydzień sprawił, że chętnie sięgamy po woski YC. Dni stają się coraz bardziej szare i ponure. Za oknem coraz zimniej i wietrzniej więc jakoś trzeba poprawić sobie humor. 
W tym tygodniu przychodzimy do Was z recenzją dwóch wosków z serii halloweenowej - Forbidden Apple oraz Candy Corn. 


Forbidden Apple to nic innego jak tarta o zapachu zielonego jabłuszka. Po podgrzaniu wosku w mieszkaniu unosi się delikatna jabłkowa woń. Zapach nie jest intensywny, jednak przyjemny dla nosa. Doskonały do codziennego użytkowania.



Candy Corn to mieszanka słodkości umieszczona w pomarańczowym wosku. Pierwsze wrażenie to Amber Moon. Woski mają podobne nuty zapachowe. Wyczuwalne są goździki z mieszanką ciepłego bursztynu i kukurydzy. Po rozgrzaniu tarta nabiera 'charakteru'. Rolę przejmują aromaty słodyczy, a właściwie cukierków i trochę gumy orbit dla dzieci. Uwieńczeniem jest wcześniej wspomniany bursztyn, który nadaje jej unikalności.


Mimo, że oba zapachy są z edycji Halloweenowej, uważam że śmiało można po nie sięgać w 'normalnym' okresie. O ile Forbidden Apple świetnie zalecam na dzień, to Candy Corn bardziej pasuje na wieczory.

Co myślicie o tych zapachach? A może macie innych ulubieńców z kolekcji Halloweenowej? 

niedziela, 23 października 2016

Mój pierwszy korpo miesiąc

Hej kochani!

Jak zawsze mamy mniej czasu niż byśmy chciały. Tym razem to powód troszeczkę bardziej "wyjątkowy". Ponad miesiąc temu rzuciłam starą pracę w hotelu oraz znalazłam inną. W związku z tym praktycznie od miesiąca mam nową - korpo - pracę. 

Chciałabym Wam opowiedzieć jak moje życie się zmieniło z pracy zmianowej 7-19, 19-7, święta, nocki, brak wyboru wolnego (umowa zlecenie); na zwykłe, szare 8h.  

Praca w hotelu była bardzo dobrym sposobem na zarobienie pieniędzy podczas studiów i nie tylko. Dawała mi wiele możliwości współpracy z ludźmi, przychodzenie na zmiany zgodnie z moim harmonogramem na uczelni oraz mogłam spokojnie uczyć się na egzaminy na nocnych zmianach. Zaraz na pewno wiele z Was pomyśli - praca to praca, nie ma czasu się uczyć czy robić inne rzeczy, jednak to stanowisko pozwalało mi na wiele. Można spokojnie połączyć naukę z pracą nie wykluczając przy tym ani jednego ani drugiego. 

Minusem bycia recepcjonistką na pewno jest fakt pracy 24h/dobę 7 dni w tygodniu, bez względu na wszelkie okoliczności np. święta. Na tym stanowisku przepracowałam prawie 3 lata i spędziłam w pracy 2 razy Wigilię 7-19 i 2 razy sylwestra z tymże raz noc, raz dzień. I tu już uwielbiam podejście 90% ludzi - nie wezmę dziennej zmiany sylwestrowej bo idę na imprezę, bo robię imprezę, bo to sylwester. SUPER - rok temu wróciłam o 19 do domu a i tak byłam w stanie jeszcze wyjść na zabawę - no problem. 

Przy zbliżającym się terminie końca studiów obiecałam sobie znaleźć nową pracę. Gdzieś, gdzie nie będę pracowała w nocy - spała w dzień, a przynajmniej na umowę o pracę. 

Zgodnie z powyższym powoli po obronie zaczęłam rozglądać się za stanowiskami odpowiadającymi mojemu zawodowi. Wysłałam dosłownie 4 CV na próbę i postanowiłam poczekać co się wydarzy. Z tego co pamiętam zaczęłam wysyłać w środę - wysłałam 2, czwartek 1 i piątek 1.
W poniedziałek uzyskałam już 2 odpowiedzi. Jedna z nich była więcej niż pozytywna ale wymagała dalszej selekcji. Natomiast druga niezupełnie odpowiadała na moją aplikację.

Koniec końców dostałam pracę w korporacji. Nie wiem dlaczego ale zawsze chciałam tego spróbować! Chyba wyobrażenie o "wielkim świecie" i sceny w filmach zrobiło swoje. 

Rozmowa rekrutacyjna była tak na prawdę rozmową, byłam wtedy TAK strasznie zestresowana, że myślałam że nie pójdę nawet do tego budynku ale wszystko przebiegło gładko. Świetna atmosfera! Pośmialiśmy się i porozmawialiśmy jak równi sobie. 

Co się zmieniło?

Umowa o pracę, codzienne wstawanie, wolne weekendy, współpraca z ludźmi - a nie tylko praca z ludźmi. Miejsce tętniące życiem, mam z kim porozmawiać - a nie jak w hotelu, wszyscy goście szli do pracy a ja do 15 siedziałam i klikałam na komputerze. Oczywiście będzie się zdarzało, że będę musiała przyjść w święta do pracy ale to już nie jest dla mnie takim wyrzeczeniem jak sylwestrowa lub wigilijna noc. 

Do hotelu mogłam ubierać dosłownie w co chciałam. Nocne zmiany to zazwyczaj T-shirt, jeansy i bluza z kapturem. Na dzień wystarczyło założyć cokolwiek niezobowiązującego byle wyglądało ładnie i schludnie. 
W tym przypadku to nie przejdzie. Nie mówię, że koszule są wymagane, jednak 90% mojej garderoby idzie w niepamięć. Jeansy, trampki mogę założyć w weekend albo wieczorem do sklepu. Do korpo zakładam sukienki, koszule ze spodniami albo spódnicami.
Nie jest to do końca mój styl ale i tak ubieram się bardziej po swojemu niż po ichszemu - koszula w liski, bluzka z kołnierzykiem i szopami <3 Wszystko wygląda elegancko i schludnie bo nadal jestem pod kołnierzykiem :)

Atmosfera i podejście ludzi jest bardzo różne. Zdarzają się przypadki osób myślących tylko i wyłącznie o pracy i awansie przez co stają się nie do zniesienia. Zobaczcie jak muszą emanować takim zachowaniem skoro ja po niecałym miesiącu mam dosyć przebywania w ich towarzystwie.

Oczywiście na terenie budynku jest stołówka, gdzie w wolnym czasie można zjeść ciepły posiłek. Zakupiony lub przyniesiony przez siebie z domu. Jednak nie do końca polecałabym zakup jedzenia na stołówce. Jadłam tam ok. 6 razy i nigdy nie dałam im więcej niż 6/10. Jedzonko jest mdłe i podawane na zimno, gdzie trzeba je podgrzać. 

Oczywiście początki są trudne, trzeba się nauczyć nowych rzeczy. Nie każdy jest cierpliwy, nie każdy pamięta jak to było na początku ale grunt to nie tracić równowagi. 

Jak dla mnie to duża, poważna zmiana. Na prawdę. Jak na razie pierwszy miesiąc jest dla mnie w 90% bardzo pozytywny. Muszę trzymać gardę, nauczyć się wszystkiego żeby jak najszybciej móc pracować na swoją opinię wśród innych.

 Na pewno kiedyś mi zbrzydnie zachwyt i popadnę w rutynę, już czasem z samego rana tak mam ale nie mam co narzekać. Podobno praca w korporacji jest męcząca i wycieńczająca, ale gdzie nie jest? To zależy od stanowiska, tego co robisz, jacy ludzie Ciebie otaczają.

 Jest dobrze, nawet BARDZO. Mogę się tylko cieszyć, że tak szybko udało mi się zmienić miejsce pracy, na takie jakie chciałam, zgodnie z wykształceniem. 

A jakie jest Wasze doświadczenie z nową pracą? Ile czasu Wam zajęło szukanie nowego miejsca pracy? A może wielkie korporacje Was odrzucają?

sobota, 15 października 2016

Zużycia września

Witam,

kolejny miesiąc za nami więc przyszedł czas na zużycia.




Soraya łagodzący balsam po opalaniu, wprost idealnie sprawdził się na urlopie. Chodź z Agą jesteśmy siostrami to każda z nas ma inny typ skóry. Ja opalam się od razu na brązowo natomiast Aga opala się na 'różowo' dopiero po jakimś czasie jej skóra jest lekko brązowa (typ blondynki lub rudzielca). W związku z tym pomimo że miałyśmy ze sobą filtr 30 to i tak bardzo pomocny okazał się ten balsam. Po wsmarowaniu go w skórę odczuwalne było uczucie ulgi oraz natychmiastowe wchłanianie się produktu.

Kolejny produkt to żel antybakteryjny Bath & Body Works Paris amour. Żel miał śliczny różowy kolor wewnątrz zatopione były drobinki brokatu. Po roztarciu go na skórze unosił się cudowny zapach. Jedyne czego żałuję to że nie kupiłam mgiełki o tym zapachu. No i może tego że nie ma w Gdańsku sklepu BBW.

Sensique summer blush w końcu udało mi się go zużyć. Nie był to jakiś wybitny róż i szczerze mówiąc dobrze że była to jedynie limitka.


Hitem szamponów okazał się Dove  pure care dry oil. Kupiłam go rok temu, ponieważ miałam okazję używać go będąc u rodziny. Byłam zachwycona jego zapachem oraz stanem moich włosów po aplikacji. Świetnie oczyszcza włosy i skórę głowy, łagodzi wszelkie podrażnienia i sprawia że włosy są jedwabiste w dotyku. Chciałabym wypróbować jeszcze inne wersje szamponów Dove ale z miłą chęcią do niego wrócę :)

Płyn do jamy ustnej Prokudent Med Rossmann. Jest to jeden z produktów po którego sporadycznie sięgam. Niestety nie mam w nawyku po umyciu zębów stosować płyn do płukania jamy ustnej, ponieważ zawsze odkładam go tak, że nie jest w zasięgu wzroku. Może w przyszłości zmienię swoje nawyki :)

I klasyka gatunku czyli kolejne opakowanie mojego kultowego ogórkowego toniku z Ziaji. Często używam na przemiennie z innymi tego typu produktami. Jednak do niego wracam zawsze ;)

Essence korektor match 2 cover korektor w kremie. Stronę jaśniejszą używałam na cienie pod oczy natomiast ciemniejszą jako korektor na niedoskonałości. Mimo, że wydaje się mały jest naprawdę wydajny.

Dezodorant Adidas całkiem przyjemny zapach. Cóż mogę o nim powiedzieć, chronił mnie przed nieprzyjemnym zapachem... i to tyle albo aż tyle.

Tusz do rzęs Maybelline lash saensational pomimo pół okrągłej szczoteczki całkiem nieźle radził sobie z moimi rzęsami. Podkręcał, rozczesywał czyli to na co głównie stawiam używając tego typu kosmetyków. 

Odżywka do paznokci Eveline SOS dla kruchych i łamliwych paznokci. Nie był to mój ulubiony produkt, jednak na dłuższą metę się sprawdzała. Zapobiegała łamaniu się paznokci i stanowiła dobrą ochronę przed lakierami. 

Gąbka do nakładania makijażu. Produkt, który za równo mnie zachwycał jak i na początku denerwował. W szczególności używałam gąbeczki do nakładania produktów 'na mokro' i w tej roli sprawdzała się świetnie. Natomiast jeśli chodzi o używanie jej na sucho - mówię stanowcze NIE.  

Życzymy Wam udanego weekendu :* 

niedziela, 9 października 2016

Targi kosmetyczne Amber Expo

Hej!

Wczoraj w Gdańsku rozpoczęły się dwudniowe targi kosmetyczne. Jak co roku miałyśmy przygotować listę potrzebnych kosmetyków i jak zwykle nic z tego nie wyszło. A oto co wróciło z nami do domu. 
Na stoisku OPI zaopatrzyłyśmy się w miniatury:
  • dwóch balsamów, które wprost idealnie będą pasować do torebki nasze zapachy to lawenda z wanilią oraz słodka cytryna
  • lakiery: pudrowy róż idealny do pracy, krwista czerwień oraz bardzo ciemny fiolet


Takie maluchy są idealne do przetestowania jeśli się nam spodobają może na następnych targach zaopatrzymy się w większe buteleczki.

Kolejne stoisko z lakierami oraz wszelkiego rodzaju przyrządami do paznokci, które odwiedziłyśmy to Euro Fashion. Tutaj skusiłyśmy się na zmywacz bezacetonowy o zapachu mango, folię do paznokci a także lakiery. Każdy z nich jest naszą 'nowością'. Głównie stawiałyśmy na kolory typowo jesienne jednak trafił się jeden jasny różyk idealny do pracy (Misa nr 243) a poza tym:
  • Savina- burgundy
  • China Glaze spitfire- ciemna czerwień z drobinkami będzie idealna również na zimę, mr. & mrs.- szary z drobinkami różu oraz fioletu cuuudo :D

 
 Ostatnie stoisko na którym zrobiłyśmy zakupy to Sylveco. Co roku wychodzę od nich z kolejnymi produktami którymi się zachwycam. Tym razem skusiłam się na:
  • Vianek nawilżająco-wygładzający peeling do ciała z nasionami czarnuszki 
  • Kojący żel do higieny intymnej z ekstraktem z liści borówki brusznicy również Vianek
  • kolejne opakowanie tymiankowego żelu do twarzy Sylveco
  • jako gratis otrzymałyśmy nawilżająco-regenerujący krem do twarzy na noc z olejem z pestek winogron oraz olejkiem lawendowym Biolaven organic

 

Uff to by było na tyle z targów. Niedawno dokupiłam oczywiście kolejne woski, sezon grzewczy uważam za w pełni otwarty. Ostatnio w moim pokoju najczęściej pachnie amber moon. A do kolekcji ^^ dołączyły: autumn night, ebony & oak, honey clementine i forbidden apple natomiast z kringle fresh air oraz setsail.


Pochwalę się Wam również prezentem jaki otrzymałam od koleżanek z pracy na urodziny. Wiedzą co lubię najbardziej :D


 Kubełek do picia oraz komplet różnych herbatek zestaw kosmetyków z YR oraz trio czekoladek pyszotka :d

I tym miłym akcentem życzę Wam udanego wieczoru :*

niedziela, 2 października 2016

Kolory jesieni- Essie Luxedo

Hej, 

jak Wam mija weekend? U mnie jest to jedyny moment kiedy mogę usiąść i spokojnie napisać post. Dziś na celowniku jeden z moich ulubionych lakierów. 

z lampą

Essie Luxedo to bardzo ciemny fiolet, który wpada w czerń. Lakier ne zawiera drobinek, a jego konsystencja jest dość rzadka. Jednak absolutnie nie przeszkadza to w malowaniu paznokci. Nakładam go standardowo jak wszystkie lakiery, dwie cienkie warstwy, które dają pełne krycie. Kolor idealnie pasuje na jesienne wieczory oraz pochmurne dni, pięknie wygląda na długich a także krótkich paznokciach. 
Wytrzymałość  jest taka sama jak w przypadku innych lakierów Essie czyli ok. 5-6 bez poprawek. 
bez lampy  

Dajcie znać jak Wam się podoba. A może macie swoich innych ciemnych ulubieńców?

niedziela, 25 września 2016

Jak zaczęła się moja przygoda z brwiami

Hej dziewczyny!

Dzisiaj porozmawiamy o temacie, który według mnie jest troszeczkę sporny. Wiele z Was uważa, że makijaż bez podkreślonych brwi jest niekompletny. Ja natomiast uważam, że jeśli ktoś ma ładne naturalne brwi w odpowiednim kolorze to nie musi używać już dodatkowo kosmetyków.

Od niedawna ja również sięgnęłam po kosmetyki do brwi. Wszędzie zapanował szał na ciemne i estetyczne brwi, więc stwierdziłam 'czemu nie'. Dlatego też wyposażyłam się w kredkę, którą niejedna z Was polecała Maybelline New York BROWstatin w kolorze medium brown.Aktualnie używam jeszcze pudru do brwi z Golden Rose, który bardzo przypadł mi do gustu ale o nim innym razem.


Na samym początku nie byłam do niej przekonana. Brwi wydawały mi się być za ciemne, zbyt rzucały się w oczy i wyglądało to po prostu śmiesznie. Później jednak, z biegiem czasu zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Mimo moich obaw produkt jest dziecinnie prosty w użyciu.


Z jednej strony wyposażony jest w kredkę, z drugiej natomiast w aplikator na którym znajduje się puder do brwi. Nigdy ale to nigdy nie używałam dwóch końcówek na raz. Nie jestem fanką zwracania cudzej uwagi na moją twarz (w szczególności wykonując super mocny makijaż), więc zaznaczam obszar nad oczami raczej subtelnie. 

Kredka jest oczywiście bardziej precyzyjna, jednocześnie nadaje mocniejszego koloru naszym brwiom. Natomiast pudrem można zaznaczyć większy obszar przy jednym pociągnięciu. W drugim wariancie kolor jest mniej nasycony i dzięki temu można uzyskać bardziej subtelny efekt.


Kolor medium brown to nic innego jak szaro-brązowy kolor kredki. Jeśli chodzi o puder tutaj mamy styczność z jaśniejszym odcieniem niż w pierwszej końcówce. Puder jest brązowy troszeczkę cieplejszy, posiada mniej szarych odcieni.

Z początku używałam tylko pudru, ponieważ zawsze się śpieszyłam i musiałam szybko wybiec z domu. Teraz, gdy już nabrałam wprawy wystarczy kilka sekund aby wykonać kredką naprawdę dobrą robotę.

Szczerze mówiąc nie zawsze chwytam się produktów do brwi, bo uważam że ich naturalny wygląd mi wystarcza. Nie poświęcam nie wiadomo ile czasu na wykonanie makijażu i nie uważam tego za lenistwo czy niedbalstwo. Po prostu czasem nie potrzeba poprawiać czegoś co jest piękne :)

Jednak produkt Maybelline jest idealny na pierwszy raz. Pozwala zachować równowagę przy naturalnym wyglądzie i makijażu. Jeśli, któraś z Was jeszcze nie zaczęła swojej przygody z podkreślaniem brwi bardzo polecam tę kredkę w szczególności, że niedługo będzie można kupić ją w rossmannie po atrakcyjnej cenie.

Jakie są wasze wrażenia z tym produktem? Dajcie znać czy jesteście zadowolone.