sobota, 27 grudnia 2014

Po świąteczne wrażenia.

Hej dziewczyny!

Jak tam Wasza kondycja po świętach? Zadowolone z wizyty Mikołaja?

Niestety w tym roku spędziłam wigilie - na szczęście nie całą - w pracy, a dodatkowo jak się okazało wieczorem z gorączką.. Yeeeay ! o.o Zero śniegu, zero mrozu, deszcz, choroba, ból głowy - zapowiadało się koszmarnie. A było fantastycznie! Nic nie poprawia świątecznej atmosfery jak grono bliskich, śmiech, prezenty i JEDZENIE :) Ciasta, ciasteczka, pierogi i bigos - to najlepszy zestaw na poprawę humoru. 

Przechodząc do samych prezentów Mikołaj chyba podzielił je na 2 kategorie - motyw świąteczny i ubrania na siłownie. Z Olą w jednej paczce dostałyśmy kilka sportowych koszulek i bieliznę sportową. 

W drugiej natomiast było mnóstwo różności w świąteczne wzory ;3 Skarpetki, pościel z pingwinkami, piżama z sarenkami, legginsy, sweter, wszystko co mogłyśmy sobie wymarzyć. Oczywiście znalazł się również świąteczny zapach - gruszka w karmelu od Yves Rocher oraz piękny zegarek, który możecie zobaczyć na zdjęciu. 


Jestem bardzo zadowolona z naszych paczek i tych kilku dni spędzonych z rodziną. Przydała się nam chwila wytchnienia w szczególności teraz - kiedy sobie choruje i zarażam powoli Olę, bo już pociąga noskiem ;p Oczywiście po świętach nadeszły mrozy i robi się dosyć fajna atmosfera za oknem ale no cóż.. Tak właśnie musiało być - lepiej późno, niż wcale. 

Dajcie znać co u Was słychać w świątecznej przerwie ! 

Buziaki.

środa, 24 grudnia 2014

Święta

Cześć dziewczyny!


Jak Wam mija Wigilijne popołudnie? Ja niestety siedzę w pracy, dlatego korzystam z okazji żeby do Was napisać :) Jak na złość pogoda nie dopisała na święta - brak śniegu, jakiegokolwiek mrozu, a zamiast kurtki zimowej śmiało można założyć jesienny płaszcz. Gdzieś ta magia uleciała w powietrzu...


Kochane, chciałybyśmy życzyć Wam wszystkiego dobrego, pomyślności i wytrwałości.
Ze szczerego serca w ten piękny czas, gdy gwiazdka świeci dla wszystkich nas, życzymy miłości bez trosk i złości, pokoju na świecie i wszystkiego czego tylko zapragniecie, niech Wam się spełni, radości doda i niech będzie biało, żeby się szczęście zawsze do nas uśmiechało!


Buziaki :*

sobota, 20 grudnia 2014

Balea- Sweet Wonderland

Cześć dziewczyny!

Dzisiaj chciałabym Wam opisać kilka moich spostrzeżeń na temat żelu pod prysznic Balea. Wiele z Was kocha tą markę, jednak ja robię już chyba drugą negatywną recenzję ich produktów. 

Przechodząc do rzeczy, przedstawiam Wam Balea Young - Sweet Wonderland żel pod prysznic o zapachu czekoladowym.
 

Produkt zapakowany jest w piękną butelkę o zachęcającym wyglądzie - każdy wzrokowiec, a w szczególności kobieta zwróci na niego uwagę- pyszne babeczki, łakocie i wywijane wzorki. Po otwarciu buteleczki wyczuwalna jest nuta kakao pomieszanego z migdałami i jest to w miarę ładny i intensywny zapach. Kolor żelu przypomina barwą budyń czekoladowy. Niestety jestem zwolenniczką gorących kąpieli - w tym przypadku zapach staje się nachalny. Podczas użytku zapach ma już bardzo mało wspólnego z czekoladą, jest po prostu chemiczny.
Tak jak miało to miejsce w przypadku innych żeli pod prysznic Balei, ten również jest mało wydajny. W tej sytuacji akurat się cieszę, że tak jest ponieważ nie będę musiała się długo z nim męczyć. Trzeba na prawdę wylać trochę produktu aby starczył on na umycie całego ciała. Słabo się pieni, a po jego użyciu skóra aż się prosi o dodatkowe nawilżenie. 
Na szczęście mam kilka innych zimowych zapachów, które czekają na swoją kolej więc mam nadzieję, iż uda mi się go szybko zużyć. 

Osobiście nie polecam tego kosmetyku. To co czekoladowe niestety nie zawsze wychodzi na plus.

niedziela, 7 grudnia 2014

Denko - listopad

Witajcie!

W tym miesiącu zapraszamy na odrobinę spóźniony post denkowy.

Zacznę od produktów do włosów.

Suchy szampon Batiste o zapachu tropikalnym. Jak wiecie każda z nas czasem potrzebuje szybkiego odświeżenia swojego wyglądu. Czy to włosy są przyklapnięte, czy nagle okazuje się, że musimy gdzieś wyjść a akurat nie mamy już czasu na mycie włosów. W takich sytuacjach właśnie sięgam po ratunek i szczerze mówiąc mogę przyznać, że Batiste jest moim wybawcom. Co więcej włosy wyglądają na świeże i uniesione u podstawy. Jestem na tak i na pewno jeszcze po niego sięgnę.

Szampon Dove Colour Care. Całkiem niezły kosmetyk. Zgodnie z zapewnieniami producenta faktycznie kolor mniej się wypłukiwał a przy tym nadal był żywy. Po umyciu włosów nie potrzebowałam już odżywki. Włosy ładnie się rozczesywały, były sypkie i pełne blasku.

Odżywka do włosów L’oreal. Produkt ten dołączony był do farby do włosów z linii Preference. Muszę przyznać że mimo małego opakowania jest to bardzo wydajny kosmetyk. Konsystencją przypomina mi pastę, dzięki czemu niewielka ilość wystarczyła aby pokryć całe włosy. Po jej użyciu włosy były gładkie, sypkie oraz błyszczące. Utrwalała kolor przez wiele tygodni.
Szkoda, że nie jest sprzedawana jako osobny kosmetyk, bo na pewno bym po nią sięgnęła ponownie.

Balsam do ciała firmy Marion, o którym pisałam kiedyś TU. Fajny kosmetyk jednak ja nie sięgałabym po niego na co dzień. Z racji tego, że posiada drobinki używałam go jedynie na specjalne okazje lub w lato. Może jeszcze po niego sięgnę jednak na razie muszę zużyć moje zapasy ^^.

Facelie intim- płyn do higieny intymnej. O tym kosmetyku nie będę się rozpisywać… W każdym razie robił to co miał robić ;) Jego zamiennikiem jest płyn z Ziaji wyposażony z pompkę.


Podkład Astor Skin Match 100 Ivory. Kupiłam go na zeszłorocznej akcji w Rossmannie. Przyznaję, że byłam z niego bardzo zadowolona. Idealnie stapiał się z moją cerą mimo początkowych obaw. Na buzi nie tworzył efektu maski. Podczas nakładania nie robi smug, nie roluje się. Dla mnie jego krycie jest ok, ale jeśli ktoś ma duże problemy z niedoskonałościami to może się zawieść.  Jeśli jeszcze kiedyś spotkam się z podobną promocją to na pewno się na niego skuszę :)

Bioliq krem do rąk i paznokci, o nim również pojawiła się notka TU. Powiem krótko krem fajny jednak jego wydajność nie idzie w parze z ceną. Raczej się na niego nie zdecyduje, tym bardziej, że jest wiele tańszych i fajniejszych kosmetyków do rąk.

Antyperspirant Adidas get ready. Zapach jest po prostu CUDOWNY. Kojarzy mi się z latem/ czymś egzotycznym. Chroni przed nieprzyjemnym zapachem. Dodatkowo nie zostawia na ubraniach białych plam. Jestem na tak :D

Bebeauty zmywacz do paznokci. Kupiłam go bo po prostu potrzebował szybko zmyć paznokcie. Nie byłam z niego zadowolona, to już nie są te biedronkowe zmazywacze co kiedyś…
Dodatkowo pompka zacinała się co jakiś czas i zamiast mieć produkt na waciku lał mi się po palcach. Wychodzi na to, że muszę poszukać nowego ulubieńca i najlepiej z pompką…

Mydło w płynie Isana z edycji limitowanej o zapachu górskiego źródła. Zapach lekki, przyjemny. O samych właściwościach mydła nie będę się rozpisywać bo nie ma sensu. Myje, nie wysusza i to jest najważniejsze :P


W listopadzie zużyłyśmy tylko jedną próbkę więc nie ma się czym chwalić. 
I to by było na tyle z naszych listopadowych zużyć. Na koniec pochwalimy się Wam co przyniósł nam wczoraj Mikołaj - 2 zupełnie sprzeczne rzeczy.. Chociaż? Nie ma co leniuchować tylko pracować nad sobą :D Przyznam bez bicia - wszystko mnie boli po pierwszym tygodniu wysiłku.


Do zobaczenia! Dajcie znać co u Was słychać i czy macie jakieś propozycje, o czym chciałybyście abyśmy napisały ;D

niedziela, 30 listopada 2014

Zakupy

Cześć dziewczyny!

Czy u Was też jest tak zimno? Nie mogę uwierzyć, że już jutro zaczyna się grudzień, okres świąteczny i zaraz śniegi.. Brrr..

Dzisiaj pokażę Wam nasze zakupy z ostatnich tygodni. Podczas Rossmannowskiej promocji 1+1 skusiłyśmy się na tusze firmy Maybelline - The Colossal Volum Express oraz The Colossal Go Extreme. Żółtą wersję miałyśmy kilka lat temu i dawała ładny efekt podkręconych rzęs.
Muszę przyznać, że byłam zawiedziona tą akcją. Liczyłam na promocję '-40%', chociaż wiem, że wiele z Was było zadowolonych właśnie tym rozwiązaniem. Z tego co wiem inne sklepy wyszły z podobna inicjatywą np. Natura, Hebe, chociaż ta z Rossmann'a stała się moją ulubioną. Cieszę się, że z kolorówki tylko te produkty trafiły do naszego koszyka, ponieważ nie oficjalnie trwamy w postanowieniu - Zero kolorówki do odwołania - max zużywania. Wiadomo jak to bywa z takimi postanowieniami, czasem kosmetyczny szatan gdzieś nas podkusi i kupimy lakier/różyk.

Ostatnim kosmetykiem, który kupiłysmy jest maseczka nawilżająca Yves Rocher z serii Hydra Vegetal. Przy okazji kupiłam jeszcze jeden produkt w tym sklepie, jednak jest to już prezent pod choinkę i niestety nie mogę Wam go pokazać. 



Wczoraj na moim osiedlu zostało otwarte mini centrum handlowe. Dzięki temu teraz będziemy miały bliżej do Pepco oraz CCC. Niestety na otwarciu był tłok i straszne tłumy - specjalnie poszłyśmy tam około 13-14, a i tak było mnóstwo ludzi. Mimo to udało nam się dotrzeć do Pepco i kupiłyśmy kilka drobiazgów, same najpotrzebniejsze rzeczy. Od jakiegoś czasu marzyły mi się kapcie, ponieważ strasznie marzną mi stópki . Wybrałam ocieplane balerinki z norweskim wzorkiem. Kupiłyśmy również komplet misek do kuchni, już nawet nie chcę wspominać co stało się ze starymi - zniknęły po imprezie u znajomych ... Co za życie... Oprócz tego kupiłyśmy uroczy papier do pakowania prezentów.

Jestem ciekawa jak zaplanowałyście Andrzejki, a może bawiłyście się już wczoraj? Czy Wy też powoli kupujecie prezenty? A może wolicie szał zakupów na ostatnią chwilę?

sobota, 22 listopada 2014

Świąteczne nastrajanie

Hej dziewczyny!

W wiadomościach i prognozach pogody coraz częściej możemy posłuchać o przymrozkach lub opadach śniegu w Polsce. Dlatego też tak jak niedawno obiecałam pokażę Wam jak powoli z Olą przygotowujemy się na Zimę i wprowadzamy świąteczny nastrój w nasze życie.

Przede wszystkim zapachy.

Nic nie działa bardziej kojąco na nasze zmysły jak aromaterapia – w tym przypadku polegamy w 100% na woskach YC i zapachowych podgrzewaczach. Swoją kolekcję uzupełniłyśmy o 3 bardzo aromatyczne tarty – Spiced Orange, Mandarin Cranberry oraz coś z najnowszej kolekcji  - Cranberry Ice. Postawiłyśmy na słodkie lekko ostre, otulające zapachy, które dają powiew świeżości.

Już niedługo przystąpimy do pierwszego palenia, myślę jednak, że wstrzymamy się z tym chociażby do Grudnia.

Postanowiłyśmy iść dalej tym tropem i zaopatrzyłyśmy się w chusteczki zapachowe. Wybrałyśmy Mr Magic Winter Collection – Warm Apple & Cinnamon. Co do działania to, zdecydowanie lepiej pachną meble niż sama chusteczka, ponieważ jest ona zbyt intensywnie nasączona aromatem. W pokoju unosi się bardzo ładny zapach słodkiego jabłka.



Na koniec zostawiłam sobie i Wam zdjęcia z działu świątecznego OBI. Chociaż nie bardzo wiedziałam co chciałabym tam kupić, z miłą chęcią przechadzałam się między regałami i oglądałam te kolorowe świecidełka oraz ozdoby choinkowe. Aż dziw, że tyle tego wszystkiego jest, ceny również w niektórych przypadkach rzucały na kolana.




Jednak jak dla mnie to jeszcze za wcześnie na święta, wszystkie dekoracje powinny wjechać w Grudniu. Nie ma to jak śnieg i mróz, wtedy w pełni można rozkoszować się świąteczną atmosferą.


Apropos – Wiecie, że dzisiaj Kevin Sam w Domu na POLSACIE 20:05? Zdecydowanie za wcześnie..

niedziela, 16 listopada 2014

Time to be happy

Witajcie!

Ostatnio zauważyłam, że dawno już nie pisałyśmy żadnej kosmetycznej recenzji. Głównym argumentem jest to, że czasami kosmetyki, które używamy są po prostu średnie. W takim przypadku często nie widzę sensu aby pisać recenzję. Wolę np. wspomnieć o takim produkcie w denku.


Chciałabym Wam pokrótce opisać kosmetyk, który naprawdę przypadł mi do gustu. Jest to żel pod prysznic Douglas time to be happy o zapachu mango i marchewki.
Wiem, że takie połączenie aromatów może wydawać się dziwne. Jednak zapach jest naprawdę fajny. Świeży, orzeźwiający, idealny podczas porannego prysznica.

Opakowanie standardowe jak na tego typu produkty. Plastikowe, przeźroczyste dzięki czemu wiemy ile zostało nam jeszcze żelu. Design opakowania bardzo mi się podoba. Proste, kolorowe bez żadnego przepychu to to co lubię. Plus za to, że nalepka mimo częstego kontaktu z wodą nie odkleja się i nadal wygląda estetycznie.
Kolor żelu to soczysta pomarańcza. Kosmetyk jest dość rzadki, mimo takiej konsystencji nie przelewa się między palcami, dobrze myje ciało. W kontakcie ze skórą tworzy się lekka przyjemna pianka. Z pewnością nie wysusza skóry. Dla niektórych minusem może być to że po kąpieli zapach szybko się ulatnia. Poza tym innych wad nie zauważyłam.


W opakowaniu mieści się 400 ml. Niestety nie podam Wam ceny tego żelu ponieważ nie mogę znaleźć w internecie jakichkolwiek informacji  na jego temat.

Podsumowując jest to naprawdę fajny żel pod prysznic, który jeśli macie możliwość warto wypróbować.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesienne Yankee

Hej,

W związku z atmosferą panującą za oknem – to już przecież listopad o.o - dzisiaj przychodzimy do Was z postem ‘rozgrzewającym’. Już powoli przestawiamy się na tryb leniuchowania w fotelach z kubkiem gorącej czekolady / kakao w ręce. Na tapetę chciałabym wrzucić woski Yankee Candle - Amber Moon oraz Honey Glow.

Oba zapachy pochodzą z jesiennej kolekcji Q3 2014. Jak wiecie z poprzednich postów zdecydowałyśmy się na 4 z 5 wosków przygotowanych na tę porę roku – kupiłyśmy je w ciemno. W doborze pomogły nam Wasze pierwsze opinie oraz opisy w sklepach internetowych.

Pierwszy z zapachów to Amber Moon, czyli bursztynowy księżyc – całkiem poetycka nazwa jak na małą tartę. Zapach składa się z kilku kompozycji, między innymi  możemy odnaleźć w nim nuty ciepłego bursztynu, drzewa sandałowego, którego jak już wspominałam jestem ogromną fanką oraz olejek paczulowy.



Moje wrażenia:
Wosk wywarł u mnie masę pozytywnych wydźwięków. Przede wszystkim jest to bardzo intensywny oraz relaksujący zapach. W jego nutach można odnaleźć świeżość, powiew wiatru, być może się mylę ale kojarzy i się również z aromatem pomarańczowym do ciast.
Zapach przypomina mi zeszłoroczną edycję jesiennych zapachów – konkretnie november rain. Tu również możemy odnaleźć bezpieczeństwo i tego ciepłego mężczyznę. Z pewnością nadaje się na chłodne wieczory po całodniowej harówce w pracy / na uczelni.

Drugi wosk to Honey Glow, czyli miodowy błysk.
Przejdę od razu do moich spostrzeżeń, ponieważ nie zgadzam się tutaj z producentem na temat składu. Absolutnie nie wyczuwam miodowej nuty, natomiast mogę przyznać z ręką na sercu, że jest on podobny do Amber Moon.



Co różni te dwa woski? Honey Glow jest z pewnością bardziej subtelny od swojego poprzednika. Również wprowadza nas w ciepłą i domową atmosferę, co więcej przy nim mam ochotę patrzeć w okno i czekać na spadające płatki śniegu.

Widziałam już u Was na blogach relację na temat tych wosków, ale jestem ciekawa czy byście dodały coś do naszej opinii. W krotce podzielimy się z Wami naszymi sposobami, które wprowadzają nas powoli w okres świąteczny.

Pozdrawiamy,

Ola i Agata 

sobota, 8 listopada 2014

Mordercza Gra

Hej dziewczyny!

Za oknem szaro, buro i ponuro, a od czasu do czasu nawet zdarzy się deszcz. Zgodnie z taką pogodą dzisiaj nie można pisać o niczym innym jak o książce. Wiem, że niektóre z Was nie lubią postów tego typu, jednak ja sądzę, że to doskonały przerywnik w naszym kosmetycznym świecie. 
Jedną z naszych ulubionych pisarek jak wiecie jest Heather Graham. Co prawda rzadko się zdarza, że ja z Olą lubimy czytać książki tego samego gatunku/autora ale w twórczość Heather jest coś takiego co trafia zarówno do mnie jak i do Oli. Wcześniej na blogu mogłyście przeczytać recenzję książki pt: Wyspa.

Dzisiaj natomiast zajmiemy się książką pod tytułem Mordercza gra. Najpierw opowiem po krótce o czym ona jest, a później podzielę się z Wami moimi wrażeniami na jej temat.


Od wydawcy :

W odciętym od świata szkockim zamczysku odbywa się doroczny Tydzień Tajemnic, impreza charytatywna organizowana przez uznanego autora powieści sensacyjnych, Jona Stuarta. W spotkaniu uczestniczą znakomitości ze świata literatury.
Kilka lat wcześniej niemal to samo grono poczytnych pisarzy brało udział w takim samym spotkaniu, które zakończyło się tragiczną śmiercią pięknej, ale powszechnie znienawidzonej żony Jona, Cassandry. Jon pragnie się teraz dowiedzieć, czy był to wypadek, czy zaplanowana zbrodnia. Układa plan działania.
Nieoczekiwanie okazuje się, że na zamku jest jeszcze ktoś, kto próbuje narzucić zebranym swoje reguły gry, ktoś, kto znowu chce zabić...

Książkę otwiera kłótnia małżeństwa Jona i Cassandy podczas jednego z Tygodnia Tajemnic. Zabawę, a jednocześnie kłótnię kończy upadek Cassandry z balkonu wprost w objęcia Posejdona.
Jon Stuart to przystojny 37 letni pisarz kryminałów i książek przygodowych oraz właściciel zamku w Szkocji. Właśnie tam organizuje zabawy dla swoich znajomych – nazywane zostały Tygodniem Tajemnic. Gra polega na podziale ról między gośćmi – wyznaczeniu zabójcy i kilku pobocznych ról. Co więcej dreszczyku dodają woskowe figury ukryte w piwnicy zamczyska. Nie byłoby w tym nic strasznego jeśli nie przypominałyby w swoich czynach słynnych morderców, a fizycznie były podobiznami przyjaciół Jona.

Po trzech latach przerwy od śmierci żony Jon postanawia wznowić grę i zaprosić do siebie przyjaciół pisarzy. Nie wiedzą jednak oni, że będą baczenie obserwowani przez pryzmat zabójstwa na Cassandrze. Podczas wieczornych spotkań bohaterowie gdybają na temat śmierci, rozprawiają o dawnych czasach i przechwalają się swoimi osiągnięciami. Dzięki temu zjazdowi wychodzi na jaw kilka brudnych sekretów nie tylko uczestników spotkania ale również nieboszczki.

Kochane, książkę miałam okazję kupić jakiś rok temu w antykwariacie za 6 zł jako wydanie kieszonkowe. Jestem bardzo z tego powodu dumna, ponieważ książka nie zajmuje mi dużo miejsca w torebce, a dodatkowo jest lekka. Nie wiem czy kiedyś zdarzyło mi się o tym napisać ale mój talent czytelniczy rozwija się najbardziej podczas jazdy na uczelnie. Uważam, że nie ma nic lepszego niż założyć słuchawki na uszy i zagłębić się w lekturze a czas dojazdu do celu mija nam bardzo szybko. W tym przypadku, przy tej lekturze raczyłam się płytą Pearl Jam Lightning Bolt – znalazłam tam kilka naprawdę tajemniczych kawałków, które umilały mi czytanie.

Co do samej lektury mogę Wam powiedzieć, że męczyła mnie ilość postaci, które co jakiś czas mi się myliły. Jest to jedna z książek, która pada ofiarą żartu mojego i Oli – rozrysuj sobie mapę, a zrozumiesz. Mimo tego dałam radę przebrnąć prawie 400 stron i zrozumiałam czemu akcja toczyła się w ten czy inny sposób. Tak jak wspomniałam w książce opisane jest wiele sekretów, romansów między bohaterami. W pewnym momencie praktycznie każda osoba staje się podejrzana. Pomijając już fakt dziwnych wypadków i samego miejsca – zamek. Tajemne przejścia, piwnica z woskowymi figurami, ołtarz .. Same powiedzcie jak tu się nie wystraszyć? Nie wiem czy osobiście podołałabym takiej wyprawie – chyba prędzej umarłabym tam na zawał. Historia bohaterów zawiązuje się podczas burzy śnieżnej, która więzi ich w zamku. Dochodzi do zniknięć bohaterów, sytuacja wydaję się być napięta. Jednakże morderca doskonale wie co robi i karmi się strachem swoich ofiar.

Splot wydarzeń i ciągnąca się fabuła pozwoli sobie zmanipulować Wasz umysł i kilka razy zmienicie zdanie kto jest mordercą i dlaczego. Przy finale pozornie będziecie zaskoczeni wynikiem ale przy głębszym zastanowieniu, zrozumiecie że było to dziecinnie proste.

Książkę oceniam jako 7/10 przez dużą ilość bohaterów oraz ciągnące się wydarzenia. W pewnym momencie było to dla mnie zgubne i wracałam do poprzednich scen żeby coś sobie przypomnieć. Myślę, że jest to książka warta przeczytania jeśli lubicie twórczość Graham lub lekkie kryminały.


Buziaki, do następnego :*

niedziela, 2 listopada 2014

Październikowe denko

Witajcie!
Jak co miesiąc witamy Was postem z zużytymi kosmetykami. Mam wrażenie, że dopiero co pisałyśmy o wrześniowym denku. Nie przedłużając, pokażę Wam co tym razem trafiło do kosza.

Wibo róż z jedwabiem i witaminą E, o którym pisałam TU. Jak na razie nie zamierzam go odkupować tylko dlatego, że najpierw muszę zużyć moje małe zapasy. Jednak nie ukrywam, że był on znakomitym przyjacielem i nasza współpraca przebiegała zawsze bez zarzutów.

Fuss Wohl krem do stop z łoju jelenia. Ten kosmetyk również doczekał się swojej recenzji. Jeśli jesteście ciekawe co myślę na jego temat zapraszam TU. W każdym razie nie zanosi się abym zdecydowała się na niego ponownie. Wolę dorzucić kilka złotych i kupić produkt, który rzeczywiście zadba o moje stopy jak należy.

Antyperspirant Dove invisible dry. Kolejna odsłona mojego romansu z marką Dove – tym razem skusiłam się na inną wersję zapachową, z której również jestem bardzo zadowolona. Jeśli chodzi o mnie, to chyba nie zdradzę ich, ponieważ bardzo lubię ten produkt za wytrzymałość i jakość. Inne sztyfty nie dają mi poczucia komfortu przez cały dzień.

Kolejne opakowanie mojego ulubionego toniku. Zastąpiłam go wersją aloesową.

Lakier my secret  nr 40. Ładny  delikatny perłowy róż. Sama za bardzo nie przepadam za takimi kolorami. Jednak nasza mama bardzo je lubi. Jest to produkt po prostu idealny do szkoły i pracy.

Sudomax/Flodomax, którego recenzje możecie zobaczyć TU. Świetny produkt nie tylko dla dzieci. U mnie znalazł zastosowanie głównie na siniaki i przetarcia. Na pewno kupię go ponownie. Jedyne co mi przeszkadza to brak dostępności w aptekach stacjonarnych (przynajmniej w moim mieście).

Tusz Sephora – niewiele mogę napisać na jego temat. Ładnie podkreślał rzęsy, na koniec strasznie się osypywał. Nie sądzę abym miała go kupić jeszcze w przyszłości.

Podgrzewacze o zapachu Liczi. Jesień zawitała w związku z tym zaczęłyśmy palenie świeczek oraz wosków :)

Dwie saszetki z Ziaji. Moja ulubiona maseczka anty-stresowa oraz maska intensywnie wygładzająca.

I na koniec wyrzutki, o których nie będę się rozpisywać.


I to by było na tyle. Nie jest to jakieś wybitnie duże denko ale zawsze coś. Myślę, że w listopadzie pójdzie nam lepiej. Trzymajcie się ciepło :*

niedziela, 26 października 2014

Zakupy internetowe



Cześć dziewczyny!

Dzisiaj znów przychodzimy do Was z zakupami, tym razem były one spowodowane małym rozczarowaniem po Targach kosmetycznych, o których pisałyśmy post niżej. Skorzystałyśmy z akcji darmowych dostaw w niektórych sklepach, dzięki czemu zaoszczędziłyśmy na przesyłce.
 

Niestety za oknem coraz bardziej szaro i ponuro, deszczowo oraz zimno, więc postanowiłyśmy wyposażyć się w nowe jesienne woski. W związku z tym dokonałyśmy zamówienia na Homedelight, gdzie wybrałyśmy 5 wosków. Głównie nastawiłyśmy się na jesienną kolekcję. Nasz wybór padł na:

- amber moon
- wild fig
- honey glow
- ginger dusk
-torquoise sky

Do zakupów podeszłyśmy z wielkim dystansem, ponieważ nie miałyśmy okazji powąchać ich na żywo. Przy wyborze wosków kierowałyśmy się Waszymi spostrzeżeniami : ) Nie zawiodłyśmy się, są to silne, otulające aromaty w sam raz na jesienne wieczory. Dzisiaj odpaliłyśmy Amber moon i już mogę przyznać, że zrobił na mnie dobre wrażenie.
Na pewno wkrótce damy Wam znać jakie są nasze głębsze odczucia. Mam nadzieję, że uda mi się nasmarować kilka recenzji o tej kolekcji. Widziałam już na niektórych stronach pojawiła się wersja zimowa. My na razie nie myślimy o zimie dlatego zostajemy przy jesiennych zapachach.

 

Drugim sklepem, który chciałyśmy nawiedzić jest urodomania. Pamiętacie jak pisałam Wam o paletce róży ze Sleeka, której szukałam na targach?
Nie mogłam przejść obojętnie koło takiej okazji :P Zauważyłam na stronce moje wymarzone róże i po prostu musiałam  kliknąć „wrzuć do koszyka”. Oprócz paletki róży o nazwie lace wybrałam również cienie z W7 in the nude. Przypomina mi ona paletę Naked II. Kolory są łudząco podobne, postaram się już wkrótce pokazać Wam jak będzie się sprawowała.

 
Ostatnim „internetowym” zakupem jest etui do mojego nowego telefonu :) Musiałam zadbać o moją ‘zabaweczkę’, ponieważ smartfon jest zdecydowanie za duży aby nosić go w kieszeni, a w torebce to już każda z nas wie jak to jest.. taki ‘portfelik’ na telefon na pewno uchroni go przed bliską stycznością z kluczami, długopisem czy innymi usterkami. Przy okazji nie ukrywam, że motyw sowy bardzo mi się podoba, jest on na swój sposób uroczy.

 
 


 








I to na tyle. Jak na razie obiecuję, że nie będziemy pokazywać notek na temat zakupów. Przyszedł czas na intensywne zużywanie i denkowanie, mamy nadzieję, że pogoda za oknem nam w tym pomoże.

Pozdrawiamy ciepło!

wtorek, 21 października 2014

Co nowego?

Cześć!

Dziś pokażę Wam co nowego trafiło do mojej kosmetyczki. Tak wiem, że ostatnimi czasy przybyło mi dużo kosmetyków.

Zacznę może od tego co dostałam na urodziny od koleżanek z pracy.
  • peeling do ciała Amazońskie Skarby Acai
  • olejek do ciała i kąpieli z tej samej serii
  • perfumowany spray Only imagine
Wszystko jest z Avonu. Zapachy są cudowne zarówno olejku jak i sprayu.



W Rossmannie zakupiłam tyko niezbędne rzeczy - Antyperspirant Fa, tonik z Ziaji z którym się nie rozstaję. W obu przypadkach zmieniam jedynie wersje zapachowe. Ostatnią rzeczą może trochę mniej niezbędną jest lakier Miss Sporty nr 480. To akurat zakup mojej mamy, która tak jak ja nie potrafi przejść obojętnie obok lakierów do paznokci :D.


Jakiś czas temu razem z Agatą zdecydowałyśmy się na zamówienie z Avonu. Wybrałyśmy sobie 2 zapachy. Muszę przyznać, że perfumy z Avonu są naprawdę fajne. Jeszcze żaden mnie nie zawiódł. Czasami można się załapać na super promocje. Jeśli chodzi o jakość to nie mogę narzekać. Są naprawdę trwałe.
Zdecydowałyśmy się na :
Secret Fantasy midnight oraz Femme, do tego zamówienia otrzymałyśmy w gratisie żel pod prysznic Garden of Eden. Później zdecydowałam się na jeszcze jedno zamówienie tym razem wybrałam zapach dla taty i tu również otrzymałam prezent. Tym razem krem do rąk.
To tyle z zakupów kosmetycznych, uff.


Chciałabym jeszcze „pochwalić” się moją nową torebką. Potrzebowałam nowego egzemplarza, bardziej pakownej torby. Ta z którą chodziłam do tej pory, nie nadaje się już do niczego – po prostu ją ‘znosiłam’
Wybrałam dosyć sporą klasyczną, czarną torbę, którą będę mogła nosić zarówno ze sportowymi jak i eleganckimi ciuchami. Jest po prostu idealna.

To by było na tyle. Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia wkrótce.

niedziela, 12 października 2014

Wrześniowe denko z lekkim poślizgiem



Hej dziewczyny!

Dziś pokażemy jakie kosmetyki zużyłyśmy we wrześniu.
 

Bielenda arbuzowy peeling do ciała. Pisałam o nim TU. Jeśli będę miała możliwość to kiedyś go na pewno odkupię.

Fa Sport antyperspirant; miałam już kiedyś jego mniejszą wersję. Fajny zapach, chroni czyli to co lubię :)

Isana żel pod prysznic o zapachu maku. Jest to kosmetyk z zeszłorocznej edycji limitowanej na lato. My natomiast zużyłyśmy go dopiero w te wakacje :P Miał dosyć przyjemny zapach, chociaż według mnie nie przypominał on zapachem maków. Świetnie się sprawdzał podczas letnich upałów.

Kolejny żel (mydło) jaki udało nam się zużyć to Ziaja b(l)ubel. Pisałam o nim TU. Zapach świetny jednak to jak wysuszał moją skórę nie było już takie fajne. Z pewnością nie kupię go ponownie.

Linda mydło w płynie. Bardzo lubię te Biedronkowe mydła. Tanie, fajnie pachną, a do tego nie wysuszają skóry. Na pewno do niego wrócę może zmienię jedynie wersję zapachową ^^.


Pantene Pro-V do włosów farbowanych i pozbawionych połysku. Na pewno duży plus za zapach. Fajnie mył, dobrze się pienił i nie plątał włosów.

Head & shoulders nawilżający skórę głowy – to co uwielbiam w tych szamponach to zapach jaki pozostawiają na włosach oraz poczucie świeżości. Niestety nie nadają się do używania dla osób z farbowanymi włosami. 


Kremowy róż Essence z edycji limitowanej Balerina Backstage. Muszę powiedzieć, że ten kosmetyk jest naprawdę średni. Choć dobrze się nakładał i świetnie współgrał z moją cerą, to niestety bardzo szybko znikał z mojej twarzy. Aby był widoczny do końca dnia musiałabym kilka razy dziennie biegać i nakładać go ponownie. Niestety nie miałam na to czasu. Nawet gdyby był w stałej ofercie to i tak bym do niego nie wróciła.

Na koniec zostały mi krople do oczu, Dax balsam po opalaniu którego nie udało mi się zużyć do końca oraz dwie próbki.

To tyle teraz lecę poczytać Wasze notki papa :*

sobota, 4 października 2014

Targi Kosmetyczne Gdańsk

Hej dziewczyny!

Dzisiaj jest dla nas wyjątkowy dzień ze względu na to, że Ola ma swoje 26 urodziny. Od bardzo dawna 'planowałam' ten dzień i postarałam się żeby wszystko było przemyślane. Niestety wróciłam o 7 rano z pracy, mimo tego o 9 byłyśmy gotowe do wyjścia na Targi Kosmetyczne w AmberExpo.

Na początku postanowiłyśmy przejść się po całym obiekcie i zobaczyć jak są rozmieszczone poszczególne stanowiska. Następnie przystąpiłyśmy do zakupów - pierwsze stoiska jakie 'zaatakowałyśmy' to te z lakierami. Pierwszego niestety nie pamiętam nazwy, tam zaopatrzyłyśmy się w oliwkę do paznokci, pilniczek, płytkę konad oraz 2 lakiery Revlon - Luxe Laque i Desire (matowy). 

Kolejnym stanowiskiem, które odwiedziłyśmy to OPI. Niestety asortyment był na tyle ubogi, że miałyśmy problem z wyborem odpowiedniego dla nas odcienia emalii. W końcu postawiłyśmy na 2 buteleczki - Yoga-Ta Get This Blue oraz Suzis Hungary Again!


Później postanowiłam zrealizować swoje małe marzenie. Od jakiegoś czasu mam chrapkę na trio róży od Sleek orzaz poczwórny zestaw pomadek. W tym celu poszłyśmy do stoiska kosmetykomanii, Jak się później okazało był to WIELKI BŁĄD.. Panie przygotowane były głównie do sprzedaży najbardziej popularnych kosmetyków oraz akcesorii w blogosferze tj. produktów Sleek, Makeup Revolution, The Balm, Tanglee Teezer i Real Techniques. Byłam bardzo rozczarowana kiedy poprosiłam (po wcześniejszym przetestowaniu kolorków) o paletkę róży, a ekspedientka oświadczyła, że niestety nie ma tej wersji w sprzedaży, Wtedy w mojej głowie zrodziło się pytanie: 'Po jakiego czorta wystawiają próbnik produktu, którego nie mają w sprzedaży?!'. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Panie go nie wyprzedały, a po prostu zapomniały zabrać ze sobą na targi... 

Po tym zdarzeniu byłam zrezygnowana i załamana.. Jednak to Oli urodziny!


Na poprawę humoru poszłyśmy do stoiska Paese po różyk - wybrałam odcień 51 - piękny koralowo - ceglasty kolorek. 

Na stoisku Starej Mydlarni zakupiłyśmy Hydrosolny zabieg na pękające pięty i spody stóp - co prawda żadna z nas nie cierpi na takie dolegliwości ale z chęcią przekonamy się o tym jak działa ten produkt. Dla dopełnienia szczęścia do koszyczka wpadł również peeling solny śliwka z figą. 

Przedostatnim stoiskiem, którego długo szukałyśmy było Sylveco. Tam Ola z pomocą ekspedientki wybrała sobie główny prezent urodzinowy - lekki krem brzozowy, wygładzający peeling do twarzy oraz tymiankowy żel do twarzy. Przy okazji zakupów każdy dostawał pomadkę gratis, w tym przypadku - odżywcza pomadka z peelingiem. Muszę przyznać, że to chyba jedno z najlepiej zorganizowanych stosik z prfesjonalną obsługą. Panie wykazywały zainteresowanie potencjalnymi klientami. Objaśniały i doradzały poszczególne produkty. Mimo takiej frekfencji nie dały się zwariować i uwijały się jak mróweczki.

 A tutaj możecie zobaczyć moje plecy :D

Na sam koniec nogi poprowadziły nas po pędzelki Maestro. Zależało mi na dużym pędzelku do pudru - 190 r.20; Ola natomiast wybrała 480 r. 10 i 320 r.6 do rozcierania cieni.


Muszę przyznać, że byłyśmy pierwszy raz na tego typu imprezie i nasze uczucia są mieszane. Miałam pewien plan zakupowy i niestety nie kupiłam nawet połowy tego co chciałam. W zamian za to kupiłam kilka innych rezczy nad którymi za bardzo się nie zastanawiałam. Według mnie królowały stoiska z lakierami oraz akcesoriami do paznokci, nie wspominając już o pielęgnacji włosów. Liczyłam na zdecydowanie więcej stoisk z kolorówką lub w lepiej zaopatrzone stoiska. 
Mimo, że targi są organizowane w dwa dni po kilka godzin to było bardzo dużo ludzi. Matki z dziećmi, dziewczyny z chłopakami, kobiety z mężami, emeryci i nastolatkowie. Szkoda, że do niektórych stoisk nie mogłam się 'dopachać' i zobaczyć tego co chciałam i szkoda, że niektórzy sprzedawcy zabrali ze sobą tak okrojony asortyment, że nie można było nic wybrać. Niestety brakowalo mi stoiska Hakuro lub większego wyboru marek produkujących pędzle oraz stosiska gdzie mogłabym zaopatrzyć się w lakiery Essie czy China Glaze. Oczywiście na koniec wielka szkoda, że nikt nie pomyślał żeby postawić stoiska z woskami, świecami, kulami do kąpieli, myślę że cieszyłoby się to dużym zainteresowaniem.
 

Nie jestem pewna czy za rok znowu wybierzemy się na Targi Kosmetyczne, jesli tak to już wiem czego się spodziewać. 

A Wy jak wspominacie swoje wizyty na Targach? Czy to pozytywne odczucia, a może nie do końca spełniły one Wasze oczekiwania? 

poniedziałek, 22 września 2014

Aromatyczny peeling do ciała



Cześć dziewczyny!
 Od dłuższego czasu na naszym blogu nie pojawiały się recenzje. Niestety brak czasu/weny nie pozwala nam na dłuższe i bardziej wnikliwe posty. Obie z Agą stwierdziłyśmy, że tak dłużej być nie może i dlatego dzisiaj pojawia się recenzja. Kolejna jest już przygotowana i pojawi się niebawem. : )


Chciałabym Wam przedstawić peeling, który obecnie króluje w naszej łazience – Bielenda fruit bomb. Kupiłyśmy go bodajże w maju podczas jakiejś akcji w Biedronce. Oprócz wersji arbuzowej był też peeling winogronowy oraz o zapachu papai. Z tego co pamiętam w tych samych wersjach zapachowych były również dostępne masła do ciała.

Od producenta:


Produkt zamknięty jest plastikowym słoiczku. Opakowanie jest matowe dzięki czemu nie wypada nam z rąk podczas kąpieli/prysznicu. Pod wieczkiem dla dodatkowej ochrony umieszczona jest folia zabezpieczająca, dzięki niej przy zakupie wiemy, że nikt nie wkładał palców do naszego produktu.

Muszę przyznać, że jest to mój pierwszy peeling cukrowy. Jego konsystencja jest bardzo gęsta – forma pasty. Produkt bardzo łatwo wydobywa się z opakowania. Podczas rozsmarowywania czuć drobiny cukru, nie jest to mocny zdzierak, bardziej daje poczucie komfortu i przyjemności. Łazienkę wypełnia cudowny zapach arbuza, którego mam ochotę zjeść :p Po rozsmarowaniu i spłukaniu kosmetyku na skórze wyczuwalna jest śliska powłoka, która mi osobiście nie przeszkadza.

Jaki efekt peeling zostawia na mojej skórze?

Wyczuwalne jest wygładzenie skóry. Jest ona miękka, jędrna i wygląda na promienną. Jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić to wydajność.

100 g produktu kosztowało 5,99 ale wiem, że w niektórych Biedronkach można było je kupić taniej. Niestety u mnie rzadko się zdarza, że jakieś produkty kosmetyczne dotrwają do przeceny:/ Gdybym miała możliwość to kupiłabym ten peeling jeszcze raz. Może skusiłabym się również na inne opcje zapachowe.

A jakie są Wasze odczucia odnośnie tego kosmetyku?
Pozdrawiamy.

poniedziałek, 15 września 2014

Biżu od Kathrine



Hej!

Jakiś czas temu razem z Agatą zdecydowałyśmy się na nasze pierwsze zakupy w sklepie internetowym Katharine. Dla tych dziewczyn, które nie słyszały o nim wcześniej jest to hurtownia ze sztuczną biżuterią. 
Znajdziemy tam kolczyki, naszyjniki, bransoletki, broszki itp. Naprawdę jest w czym wybierać. Jeśli chcecie zaoszczędzić, to lepiej tam nie wchodźcie :) Tutaj podlinkuję Wam stronkę jeśli byłybyście zainteresowane ich asortymentem KLIK.
A oto biżuteria na którą się zdecydowałyśmy:
Komplet bransoletek

2 zestawy spinek 
Kolczyki
3 naszyjniki



Oczywiście w przyszłości planujemy poczynić troszeczkę większe zakupy ale na początek to wystarczy :)

Znacie ten sklep? Może znalazłyście tam coś dla siebie?
Pozdrawiamy :)

piątek, 5 września 2014

Denko.





Cześć dziewczyny !

Dzisiaj przyszedł czas na co miesięczne podsumowanie naszych zużyć. Bardzo lubię oglądać swoje denko, ponieważ w to miejsce mogę zacząć używać nowych kosmetyków *.* Zaczynajmy:

Avon płyn do kąpieli o zapachu Magnolii. Muszę przyznać, że akurat ta wersja nie przypadła mi do gustu. Płyn był rzadki a zapach raczej nie w moim stylu. Chyba jednak wolę wersje owocowe:)

Farmona Herbal Care, skrzyp polny do włosów zniszczonych i wypadających. Jego zadaniem miała być poprawa gęstości oraz odbudowa włosów. Moje włosy faktycznie stały się gęstsze. Nie jestem do końca pewna czy to zasługa tego szamponu ponieważ jednocześnie stosowałam suplement o podobnym działaniu. Jednak po jego uzyciu tak jak spodziewałam się od samego początku włosy były strasznie poplątane i musiałam użyć dużą ilość odżywki aby je rozczesać. Niestety takie szampony już tak mają : )

Ziaja tonik ogórkowy - mój ulubieniec, na jego miejsce mam już taki sam produkt ;)

Isana dezodorant o zapachu egzotycznym. Tani, bardzo fajny  produkt. Nie używam go na co dzień, bo wydaje mi się zbyt tani żeby dobrze działał, noszę go w torebce i jest doskonałym ratunkiem w nagłych sytuacjach.
Barwa krem pielęgnacyjny da rąk z ekstraktem z kokosu. Pisałam o nim TU. Zwijałam tubę kilka razy w nadziei, że się skończy i uparciuch dobrze dawał rade :) 


Essence match 2 cover- korektor w kremie. Stronę jaśniejszą używałam na cienie pod oczy natomiast ciemniejszą jako korektor na niedoskonałości. Mimo, że wydaje się mały jest naprawdę wydajny. Kosmetyk na tyle mi się spodobał, że następny leży już w łazience:P

Woda toaletowa Delight Oriflame. Śliczny kwiatowy zapach. Jego główne nuty to: róża, peonia i cyklamen. Nie spodziewałam się za wiele po tym zapachu. Myślałam, że jeśli jest z Oriflame to pewnie po 5 minutach nie będę go już czuła. Jakie było moje zdziwienie kiedy pod koniec dnia byłam w stanie wyczuć jeszcze jego nuty na skórze. Jeśli będę miała okazję to pewnie go kupię.

Żelowy sztyft Lady Speed stick jakoś średnio przypadł mi do gustu. Utrzymywał się długo choć jego konsystencja średnio mi się podobała. Zapach też nie w moim guście.

Tusz Maybelline smoky eses. Generalnie lubię tusze tej marki jednak ten mnie zawiódł. Słabo pogrubiał rzęsy, a do tego czasem się osypywał.

Miss Sporty nr 50. Piękna czerwień wpadająca czasem w odcień czekolady ^^. Bardzo ładnie prezentował się na paznokciach nie tylko podczas wieczornych wypadów ale również na co dzień. Niestety końcówka lakieru zaczęła gęstnieć.

I jeszcze maseczka od Balei malinaa z wanilią. Mamy jeszcze drugą połówkę tegoż produktu. Coś więcej napiszę dopiero po zużyciu całości. :)  

Do zobaczenia :)