Hej,
Dzisiaj chciałam Was zaprosić do posta niekosmetycznego, a bardziej do dyskusji na temat 'szału' jaki spotkałyście w sklepach. Dużo czytałam na blogach o tym jak zachowują się ludzie na promocjach w Lidlu, bądź kiedy przychodzą ubrania/produkty z gazetki. Oczywiście nieraz byłam świadkiem jak zebrało się 10 kobiet przy koszu i nie dalo się tam dojść. Jednak to co dzisiaj widziałam, byłam świadkiem, a zarazem uczestnikiem przekroczyło granice mojej wyobraźni na temat kupowania.
Jak wiele z Was wie lub nie od dziś w Lidlu można było dostać kurtki z membraną oraz buty trekkingowe. Buty dla dzieci, kurtki - dzieci i dorośli. Zgodnie z gazetką każde z nas wybrało sobie model, który chcieliśmy. Oczywiście było mi wstyd kupić 4 kurtki - tata, mama, ja i Ola, no ale jak już są to kupmy, niech tak będzie.
Wczoraj z mamą umówiłyśmy się na pobudkę o 7;30, bo sklep otwierają o 8. Wyszłyśmy 7:55 żeby nie stać przed wejściem, bo oczywiście nikogo nie będzie na otwarcie.. TAK?!
Przed sklepem nie było mowy żeby zaparkować, nie było po pierwsze jak dojechać do sklepu bo ludzie poparkowali na ulicy osobówki i mini busy. Pierwsza faza szoku minęła jak tylko weszłyśmy do sklepu. Ludzi było milion - dzieci, matek, ojców, dziadków, Bóg jeden raczy wiedzieć kogo tam brakowało. Samo dojście do słynnych koszy z kurtkami było prawdziwym wyczynem lawirowania między regałami. Na 'szczęście' kilka kurtek (o godzinie 8:05) można było odnaleźć już na dziale warzyw i mięsa. Jak już udało nam się dotrzeć do oka cyklonu to okazało się, że cały trud na nic.. Wybrałyśmy zgodnie kurtkę dla taty - mężczyźni jak widać było byli równie zszokowani jak my i ładnie odkładali ułożone w kostkę kurtki na swoje miejsce.
Postanowiłam zostawić mamę i przeszłam się po sklepie w poszukiwaniach odpowiedniego rozmiaru - jedną znalazłam na dziale warzywnym, jedną oddała mi Pani bo powiedziała, że nie pasuje jej kolor kurtki do koloru włosów, a 3cią znalazłam przy ostatnim okrążeniu już prawie przy wyjściu,
Wiecie co ? Zrobiłam 3 spokojne rundki po sklepie i udało mi się dostać te które wcześniej wybrałyśmy. Po prostu cierpliwie poczekałam aż kobiety odłożą wcześniej powkładane do koszyka wszystkie fasony jednego rozmiaru,
Nigdy nie widziałam takiego szału, agresji i instynktu łowcy. Żebyście nie zrozumiały mnie źle, raz po prostu podeszłam do jednej Pani widząc, że ma 5 sztuk w koszyku i 3 leżą obok niej i zapytałam czy mogę tą granatową czy ją też przymierza - 'Pani jest śmieszna? Ja muszę się zastanowić!'. Mhmm, w końcu i tak kupiłam to co chciałam.
Mam nadzieję, że już więcej nie będę musiała być świadkiem takiego 'wydarzenia'. Wstawanie na otwarcie sklepu było dla mnie nie do pomyślenia ale myślę, że gdybym poszła teraz o 13 to zastałabym pusty sklep. Już w pewnym momencie - a właściwie na samym początku chciałyśmy po prostu wyjść ze sklepu i nic nie kupować. Przyznaję bez bicia 4 kurtki to już przesada ale babeczka przed nami w kasie miała 8. 6 dla koleżanek, 2 dla siebie - nie wiem czemu to wytłumaczyła, chyba moja mina wskazywała na zaskoczenie :)
Podsumowując cała sytuacja bardzo mnie śmieszyła i nie dałam się sprowokować do 'walki' o ubranie. Spokojne i cierpliwe podejście do sprawy zaowocowało spełnieniem ustalonej listy zakupów.
A jak u Was z tym kupowaniem? Dajecie się porwać szałowi? Czy zachowujecie zdrowy rozsądek i zachowujecie się spokojnie? A może też miałyście dzisiaj starcie przy zakupach?