Cześć dziewczyny!
Dzisiaj post będzie zawierał
informacje o produkcie, co do którego mam mieszane uczucia. Zwlekałam z tą
recenzją dosyć długo, ponieważ chciałam dać mu kolejną szansę… Mowa będzie o
niemieckim szamponie Balea. Marka stała się absolutnym hitem, więc raczej nie
muszę ich długo przedstawiać. Nadal dziewczyny narzekają na słaby dostęp do
kosmetyków, dlatego warto wspomnieć które z nich są dobre, a które nie. Tak w
razie nagłych zakupów, żeby nie natrafić na bubelka. Wersja malinowa jest
niestety bodajże zeszłoroczną edycją limitowaną. Pierwsze opakowanie dostałam z
wymianki z Bambusowym rajem. Natomiast drugie wygrałam w rozdaniu u rogaczek kosmetycznych.
Kilka słów od producenta (oczywiście
etykieta wykonana jest w języku niemieckim):
-
pobudza witalność włosów i skóry głowy
- zawiera kompleks witamin B,
która bardzo dobrze oddziałuje na skórę
- nie zawiera silikonów
Szampon umieszczony jest w
miękkiej plastikowej butelce, z której bardzo łatwo można wydobyć produkt.
Wieczko jest płaskie dzięki czemu końcówka kosmetyku również zostanie zużyta :)
Zapach tej wersji kosmetyku jest
oszałamiający. Jeśli ktoś lubi aromat malin to będzie bardzo zadowolony. Nie
wyczuwam w nim ani odrobiny chemicznego dodatku. Kolor to półprzeźzroczysty
róż:D Konsystencja szamponu jest półpłynna, więc nie musimy się obawiać, że
produkt przeleje nam się przez palce.
Mimo, że uwielbiam ten szampon za
zapach, to raczej bym go więcej nie kupiła. Głównym zarzutem jaki mogę mu
postawić to, fakt że słabo się pieni. Dopiero przy drugim myciu produkt zaczyna
się dobrze pienić. Ze względu na swoją konsystencję oraz brak efektu pienienia
nie należy do wydajnych kosmetyków.
Dodatkowo już podczas mycia
czuję, że włosy są skołtunione, a po wyschnięciu sianowate. Troszeczkę moje
włosy czując się oszukane, bo po myciu naturalnym kosmetykiem, nakładam odżywkę
pełną SLSów.
Pojemność szamponu to 300 ml.
Do zobaczenia wkrótce. Życzymy
Wam udanej pogody w długi weekend :*