Cześć dziewczyny!
W końcu przyszedł czas na rachunek sumienia, rozliczenie się z tego co udało nam się zużyć w styczniu i lutym.
Zaczniemy od szamponów, gdzie możemy znaleźć Garnier Fructis Color Resist oraz Batiste Floral Essences.
To już weszło nam trochę w nawyk mieć w domu przynajmniej jeden produkt do włosów farbowanych, ponieważ dzięki temu nie wypłukuje się tak szybko kolor z włosów. Garnier charakteryzuje się niewysoką ceną i przede wszystkim ładniejszym zapachem niż Schauma, której używam teraz.
Na pewno sięgnę po niego ponownie.
Cóż, mogę powiedzieć o Batiste - zawsze staramy się mieć go w domu, ponieważ jest niezbędny w nagłych awaryjnych sytuacjach. Ta wersja pachnie bosko - lekko kwiatowo. Produkt kupujemy regularnie w miarę denkowania poprzedniego.
Kolejno przejdźmy do kąpieli, gdzie już czekają na nas Avon Mr. Frosty oraz Ziaja Kremowe mydło z jedwabiem.
Mr. Frosty dzielnie towarzyszył nam oraz dodawał otuchy podczas zimowych wieczorów. Jak również przysłużył się do wykonania kilku prezentów dla koleżanek DIY żelek do kąpieli. Niestety nie spełnił naszych oczekiwań, więc w przyszłości raczej się już na niego nie zdecydujemy.
Ziaja pachniała niesamowicie! Bardzo lubiłam sięgać po to mydło, ponieważ zawsze mogłam się odprężyć dzięki nutom zapachowych zawartym w tym produkcie. Podczas kąpieli w powietrzu unosiły się ciepłe aromaty, które kojąco działały na zmysły. Dodatkowo produkt nie wysuszał.
Na pewno sięgnę jeszcze po ich mydła z tej serii.
Następnie produkty, które nie powinny Was dziwić pod względem ilości zużyć - kremy do rąk Isana Sheabutter & Kakao, Yves Rocher Cacao & Orange, Editt Cosmetics krem aloesowy.
W ciągu tych dwóch miesięcy udało nam się zdenkować aż 3 kremy do rąk. U mnie w pracy mamy stary system ogrzewania i uwierzcie, że powietrze maksymalnie wysusza skórę. Praktycznie co chwilę siedzę i staram się nawilżyć czymś moje dłonie. Tak samo u Oli podczas przekładania papierów zdarza się, że non stop potrzebuje kremu.
Wszystkie kremy były rzadkiej konsystencji, szybko się wchłaniały. Jeśli chodzi o nawilżenie pozostawiały wiele do życzenia.
Na pewno sięgniemy po jakieś lepsze produkty.
Podkład Astor Lift me up nr 101 Rose Beige - produkt dorwany na promocji w Rossmanie. Jego działanie zależy od indywidualnego podejścia - cera cerze nierówna. Cechuje się średnim kryciem przy dużych niedoskonałościach, natomiast jest idealny przy małych nieprzyjaciołach. Świetnie współpracował z buzią - dobrze ją nawilżał. Osobiście nie polecam go osobom, które pracują 12 godzin w często gorących pomieszczeniach. Czasem miałam wrażenie że mi się ważył i musiałam sobie radzić za pomocą chusteczki.
Na koniec zostawiłam sobie najbardziej ulubioną część czyli zapachy. Fa Nutrin Skin antyperspirant w sztyfcie, Fa Sport Inviable power oraz Moschino I love love.
Obie z Olą często sięgamy po antyperspiranty Fa, ponieważ zapewniają nam długotrwałą ochronę i posiadają przyjemna gamę zapachową. Niestety jednak miałyśmy chyba już wszystkie możliwe zapachy i wkrótce musimy przerzucić się na inną markę;).
I na koniec mój ulubieniec I love love - piękny słodki cytrusowy zapach. Strasznie kojarzy mi się ze starymi czasami, dlatego tym bardziej ubolewam, że dobiłam dna buteleczki.
Na pewno jeszcze kiedyś go odkupię.
Mam ten Batiste i też uważam że naprawdę fajny zapach :-)
OdpowiedzUsuńbo działaniem to jestem zachwycona :)
Mnie najbardziej ciekawi ten zapach I love love
OdpowiedzUsuńpozdrawiam MARCELKA♥
ten zapach mnie ciekawi :)
OdpowiedzUsuńKremowe mydła z ziajii są świetne :)
OdpowiedzUsuńI love love są cudowne :)
OdpowiedzUsuńZapach I love love uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńSwego czasu używałam tych antyprespirantów z DOVE - obecnie przerzuciłam się na nieco lepsze z VICHY.
OdpowiedzUsuń